czwartek, 21 sierpnia 2014

15. Ackles to zło. Zdecydowanie.

Bartra siedział przy kominku w saloniku swojego roku i próbował odrobić pracę domową z angielskiego. Nie mógł się jednak skupić.
W najodleglejszym obecnie dla niego punkcie pomieszczenia na szerokim parapecie okna siedział Vazquez z Ackles. Alvaro opierał się plecami o ścianę i patrzył przez okno. Jedną nogę miał pod brodą, a drugą machał tuż nad podłogą. Eva siedziała po turecku pochylając się do niego i uważnie słuchając tego co mówił. Była wyraźnie zmartwiona. A to sprawiało, że zmartwiony był Marc. Sądził, że wracając do Amalii wszystko będzie jak dawniej. Nie spodziewał się, że jeden z jego najlepszych kumpli nagle stanie się jego wrogiem. Że postanowi zabawić się z jego dziewczyną! Teoretycznie Nelti nie była jego, ale praktycznie każdy o tym wiedział. Gdy się pobili, i gdy to po niego przyszła Nel poczuł, że wygrywa. Zwłaszcza, że Vazquez przerzucił się na chwilę na Sophie... A teraz wraca Ackles... Każdy wie, że ci dwoje są dla siebie jak rodzeństwo, że zrobią dla siebie wszystko, a Eva jest gorsza niż Cara. Z Evą jako przeciwnikiem już nie był tak pewny czy odzyska Nelti.

-Ale Sophie to mogłeś sobie darować - wyszeptała Eva do Alvaro.
-A niby czemu? Jak się dało to miałem zostawić? Nie zjadłabyś czekolady, którą ktoś podsuwa ci pod nos? - spytał podchwytliwie i dalej wyglądał przez okno. Kilkanaście pięter niżej, na korcie tenisowym grali Logan i Nelti.
-Zjadłabym - pokiwała głową. - Trzeba opracować plan działania.
-Nie trzeba, mała - przeniósł na nią swoje lodowate oczy. - Nie wiem czy umiem być monogamistą.
-Bartra jest przerażony - uśmiechnęła się zadowolona.
-Wali mnie to - wzruszył ramionami. - Jak ją chce to niech bierze. Wkurza mnie tylko ta pewność, że wraca i znów ma to co przed wymianą.
-Mały, my też mamy to co przed rokiem - westchnęła. - Mnie nadal albo kochają lub nienawidzą, ty masz swoje szlabaniki z Bloom... Chyba, że jeszcze o czymś mi nie powiedziałeś.
-Więcej grzechów już nie pamiętam.
-Cara mówiła, że Bartra zaprasza do swojego domu na plaży w Barcelonie...
-Swojego - prychnął. - Tak jest jego jak starzy opłacają mu czesne - zakpił.
-My o tym wiemy, ale nikt poza nami. Nawet Am nie! - klasnęła w dłonie.
-Wiem o nim całkiem sporo, ale tego nie wyciągam. Hamburg jest blisko Monachium - uśmiechnął się wrednie. - Może wyciągnę tego asa z rękawa, gdy zajdzie taka potrzeba.
-Brzmi ciekawie.
-Co Am pisała o twoim powrocie?
-A co? Nie czytałeś?
-Nie czytam. Od tego mam Canalesa - roześmiał się, a Eva mu zawtórowała.
-W skrócie, że wróciła gwiazda - niedbałym ruchem odgarnęła włosy. - I, że znowu zacznę gorszyć ludzi.
-Nic nowego - podsumował.
-Nic. A może wieczorkiem wychylimy jakiegoś browca?
-Nawet zainteresowany byłbym czymś więcej - przez jego twarz przemknął delikatny uśmiech.
-Jasne, szefuniu - zasalutowała. - Pojadę z tobą.
-Gdzie?
-Do Badalony, a niby gdzie? Przecież wiem, że nie pojedziesz z Bartrą, ale obok.
-Wiele osób ucieszy się z faktu, że pojedziesz ze mną.
-Tak... - skrzywiła się. - Te lafiryndy z 92. Idę do Cary - zeskoczyła z parapetu. - Jak coś to dzwoń... W ogóle... Wiesz, że jak coś to... - poklepała go po ramieniu.
-To i tak ci nie powiem. Będziesz wiedzieć.
-Wiem - wyszczerzyła się. - Nara!


Nelti leżała na swoim łóżku i czytała książkę. Obok wylegiwała się Cara i oglądała swoje paznokcie u nóg. W drugiej części pokoju siedziała Sophie z Margot i Tracy.
-Może na czerwono? - mruczała panna Delevingne. - Albo czarno...
-Elo! - równocześnie z otwarciem drzwi do sypialni wpadła uśmiechnięta Eva. - Co tam, pyszczki? - władowała się na łóżko Cary, która na jej widok wyraźnie się ożywiła.
-Czytam - mruknęła Nelti.
-To przestań - Eva wyrwała jej książkę i puściła oczko. - Pojechałabym do SPA.
-Jedziemy do Bartry - odezwała się Cara.
-A ja do Badalony. Chyba możemy się w Barcelonie ustawić, co? - przekręciła oczami.
-Dawno nie byłam - westchnęła Nelti. - Więc zgoda.
-Wy nie - powiedziała Eva do trzech dziewczyn z drugiej części sypialni.
-I tak nikt by nie chciał z tobą iść - warknęła Sophie.
-Isco pewnie by chciał - przejechała palcem po szyi, biuście i brzuchu.
-To życzę powodzenia.
-Z Isco? Nie masz w czym. Nic nowego nie będzie - zaśmiała się.
-Nic mu nie urosło - dodała Cara.
-We dwie? - skrzywiła się Nelti. - Fuj!
-On mnie nie obchodzi - powiedziała szatynka.
-Ty jego w wakacje też nie obchodziłaś - odparła bezlitośnie Eva.
-Ty.. - Sophie wstała, ale Margot chwyciła ją za rękę. - Nienawidzę cię!
-Ach! - brunetka złapała się za serce. - Takie wyzwania uwielbiam. Powiedź mi jeszcze coś miłego, proszę!
-Spierdalaj - syknęła.
-Słabo - pokręciła głową. - Miałam nadzieję, że przez rok trochę się rozwinęłaś, ale mnie rozczarowałaś, White. Strasznie.
-Nie będę się zniżać do twojego poziomu.
-Za słaba jesteś, żeby zrobić taki skłon. Lepiej tego nie rób, bo jeszcze błona dziewicza ci pęknie i kto potem uwierzy, że jesteś taka niewinna - zakpiła.
-Wolę być dziewicą niż dziwką - uśmiechnęła się szeroko.
-Wolę być dziwką i wiedzieć co to dobra zabawa. Nawet Vazquez słabo się z tobą bawił skoro nie chciało mu się ciebie macać - uśmiechnęła się zadowolona. - Nie płacz, on już nie wróci. Za nudna jesteś.
-Nie obchodzi mnie też i Vazquez - powiedziała pewnie. - Nigdy bym się mu nie oddała, chociaż to fajny chłopak.
-Przy nim to nie kwestia dawania, ale tego czy on chce brać - wstała. - Ciebie nie chce. Cara, Nel, lody?
-Tak - pokiwała głową Nelti i zerwała się z łóżka ciągnąć blondynkę za rękę. - Pewnie. - Chciała jak najszybciej skończyć tę dyskusję, a tym bardziej, że zeszła na Vazqueza. Doskonale wiedziała jaki jest i jakoś nie chciała dowiadywać się kolejnych szczegółów. A bez wątpienia Eva znała wszystkie.

 

Wieczorem z kubkiem zielonej herbaty wyszłam przed szkołę i usiadłam na wiklinowym fotelu. Był koniec września, więc na szczęście wieczory nie były jeszcze chłodne. Zarzuciłam na siebie tylko szary sweterek i przymknęłam oczy, aby trochę pomyśleć.
Miałam dość słuchania o Alarconie, więc postanowiłam dam sobie z nim spokój. Wolał zabawiać się w wakacje z innymi, to niech teraz też to robi. Żałuje tylko, że uwierzyłam mu w Austrii. I że nikt mi wcześniej nie powiedział. Nawet Am nie pisnęła słówkiem na stronie! Idziemy dalej... Vazquez? Chciał się tylko zabwić, ja też, więc nie mam nad czym myśleć. To fajny chłopak, nie mam mu nic do zarzucenia, ale wszyscy dobrze wiedzą, jaki on jest. Jednak pomógł mi ugrać na nosie Isco. Już widzę jaką miał minę, kiedy się dowiedział, że ja i Vazquez mieliśmy moment. I teraz najgorsze: powró Evy. Ta dziewczyna naprawdę gra mi na nerwach jak nikt inny i potrafi sprawić jednym zdaniem, że czuje się jak mała dziewczynka. Mogłabym jej odpowiedzieć i pewnie czułabym satysfakcję, ale tylko przez chwilę, bo nie tak mnie wychowali.
-Sophie... - usłyszałam za sobą męski głos. Doskonale wiedziałam do kogo on należy, więc nawet nie drgnęłam. Postanowiłam go ignorować. - Wiem, że mnie słyszysz - dodał po chwili i usiadł obok mnie.
-Niestety - odparłam niechętnie i otwarłam oczy. Tuż obok mnie siedział Francisco i wpatrywał się we mnie swoimi czekoladowymi patrzałkami.
-Możemy porozmawiać?
-Już to robimy - wzruszyłam ramionami.
-To mnie cieszy - posłał mi lekki uśmiech. - Wiesz, Soph... Schrzaniłem sprawę.
-Tego się nie da ukryć - przerwałam mu.
-I bardzo chciałbym to naprawić, ale wiem, że ty tego nie chcesz. Wiem o tobie i Alvaro i stwierdziłem, że masz prawo być z kim chcesz i robić co chcesz.
-Więc odpuszczasz? - zapytałam szeptem.
-Tak, Sophie, odpuszczam - mruknął cicho, a ja z jednej strony poczułam ulgę, a z drugiej lekkie ukłucie w serce. Zrobiło mi się przykro, bo widocznie dla Isco już nie miałam znaczenia. Przypomniały mi się słowa Evy, że na pewno już go nie obchodzę.
-Ok - skinęłam głową i chciałam wstać, ale złapał mnie za dłoń.
-Chcesz tego, prawda?
-Tak, jasne - odparłam, jednak w moim głosie nie było tego przekonania, co kilka dni temu, kiedy byłam wściekła. Pomimo naszych lat czułam, że Francisco to właśnie ten chłopak, z którym chciałabym być. Szkoda, że to wszystko była tylko moim urojeniem.
-Gdybym wiedział, że tak nie jest, to nigdy bym nie odpuścił. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuje tych wakacji - jęknął.
-Przestań. Nie musisz tego mówić.
-Ale chce, Soph - nadal trzymał moją dłoń. - Bo...
-Nie mów tego - szybko mu przerwałam. - To nie ma teraz znaczenia, bo już wszystko wyjaśnione. Więc może zgoda?
-Zgoda - skinął głową. - Jak powrót Evy? Wiem, że się nie lubicie.
-Nic mi nie mów - przewróciłam oczami. - Jest tak samo, jak przed wyjazdem. Nienawidzimy się.
-White, nie przejmuj się nią. To jest Eva i musisz sobie poradzić.
-Chyba masz rację. Pierwszy raz w swoim życiu - zaśmiałam się cicho, a on do mnie dołączył.
-Jesteś dla mnie okropna!
-Spadaj - nadal się śmiałam, pokazując mu język.
Spędziliśmy jeszcze kilka minut przed szkołą i wróciliśmy do swoich sypialni. Mówiąc szczerze, to czułam się znacznie lepiej. Dobrze, że sytuacja z Isco się wyjaśniła. Teraz znów będę mogła z nim rozmawiać.

czwartek, 12 czerwca 2014

14. Kolejny powrót z wymiany.

W Dallas świeciło piękne słońce, a na tarasie wygrzewała się brunetka. Popijała drinka przez słomkę i zastanawiała się co nałożyć na wieczorną imprezę. Ignorowała dzwoniący telefon w środku domu, zresztą swoją komórkę, leżącą na stoliku, też.
-Siostruniu... - Tuż przed nią pojawił się wysoki, przystojny brunet. Obok niego stanął bardzo podobny mężczyzna i obaj zasłonili jej słońce.
-Opalam się - zsunęła z nosa okulary i spojrzała na nich groźnie.
-Wydawało nam się, że dostatecznie spiekłaś się w Urugwaju przez cały rok. Szkoła lekkoatletyczna w Montevideo to był twój pomysł - powiedział wyższy.
-Jensen - warknęła. - Nie cwaniakuj mi tu.
-Eva - pochylił się nad nią. - Jest połowa września. Zbieraj chudy zad i zasuwaj do Francji - syknął.
-Bo co? - prychnęła.
-Bo wylecisz z tej chaty, mała - odezwał się drugi z braci. - Jesteś pełnoletnia, więc albo pracujesz albo się uczysz. Wybór należy do ciebie.
-Jesteście nudni - założyła ręce na piersi.
-Sama sobie wybrałaś tę szkołę we Francji. Poza tym Vazquez wrócił - kusił Jensen.
-Ackles! - zdenerwowała się i zerwała z leżaka. - To czy Alvaro wrócił czy nie w ogóle nie ma związku z moją dalszą edukacją... Lub jej brakiem.
-Eva musisz skończyć szkołę - Jensen wysilił się na spokojny ton.
-Joshua... - przytuliła się do drugiego brata. - A może zostanę w Dallas? - spojrzała na niego maślanym wzrokiem.
-Nie! Starzy za dużo kasy w to włożyli! - tupnął nogą Jensen. - A ty jej nie ulegaj! - pogroził Joshowi.
-Amalia to fajna szkoła. Sam się tam uczyłem... - mruknął.
-Pakuj się, albo pojedziesz w tym czym stoisz! - zagroził Jensen.
-Zabawne - fuknęła i weszła do domu.
-Nie słuchaj jej jęków - szepnął do brata.
-Przecież nie słucham - mruknął Josh.
-Eva! Samolot masz za godzinę! Nie chcę słyszeć żadnej dyskusji!


Sophie z książką w ręku zajrzała do biblioteki, gdzie zawsze panowała cisza i spokój. Usiadła przy jednym ze stolików i otworzyła książkę, jednak nie mogła się skupić. Jej myśli cały czas krążyły wokół dwóch Hiszpanów - Francisco i Alvaro. Wiedziała, że Vazquez chce się zabawić i ona również tego chciała, ale przed oczami ciągle miała Isco, który bardzo ją zranił. Nie rozumiała tego. Skoro Alarcon zrobił co zrobił, więc powinna go znienawidzić i zapomnieć, ale nie potrafiła. I to w tym wszystkim było najgorsze.
- Zły dzień? - obok niej pojawił się Theo.
- Tak trochę - mruknęła cicho, spoglądając na niego.
Z Theo znała się dość długo, bo Francuz w szkole był już od piątej klasy. Oboje wybrali specjalność aktorstwo, więc mieli zajęcia razem, jednak nigdy nie mieli ze sobą jakiegoś większego kontaktu. Oczywiście rozmawiali, ale tylko na stopniu koleżeńskim. Jak z każdym.
- Nie chce się wtrącać, ale Isco nie jest tego wart.
- Najśmieszniejsze jest to, że nie tylko ty tak twierdzisz - odparła z uśmiechem.
- A ty? - zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.
- Sama już nic nie wiem - wzruszyła ramionami i zamknęła książkę. - Coś nas łączyło i to nie daje mi spokoju.
- L'erreur est humaine. *
- Chyba masz rację - uśmiechnęła się szeroko. - I Isco na pewno nie jest tego wart.
- Oj nie jest - puścił do niej oczko.
- Dzięki, Theo.
- Nie masz za co - westchnął. - Jeszcze - dodał ciszej.
- Czasem zwykła rozmowa pomaga.
- To się cieszę, ale chodź - wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Ale gdzie?
- Jak pójdziesz, to zobaczysz.
- No dobra. Niech będzie - złapała dłoń i z uśmiechem ruszyła za Francuzem.
 

* Błądzić jest rzeczą ludzką.


Eva trafiła do Amalii, gdy miała dziewięć lat i skierowana została do piątej klasy, rocznik 91. Najpierw oczywiście zdała mnóstwo różnych testów, wybrała specjalność i mogła się wprowadzać. Chciała się uczyć w Amalii, bo Josh, jej najstarszy brat, tak zachwalał to miejsce. Uważała, że szkoła była niczego sobie. Tylko dziewczyny z roku takie beznamiętne, zero w nich polotu i ochoty do zabawy. Na jej szczeście w tym samym czasie co on przyszedł Alvaro Vazquez i Theo Sorel. Zawsze raźniej być nowym w czyimś towarzystwie. Zwłaszcza, że Alvaro miał specjalność piłka nożna, a on biegi lekkoatletyczne. Sporo czasu spędzali razem na boiskach, więc zapałali do siebie ogromną sympatią. Rozumieli się. Byli zajebistymi kumplami. Eva mając dwóch braci jakoś lepiej dogadywała się z facetami niż dziewczynami. Tylko rok temu, w wakacje Vazquez oznajmił, że jedzie na wymianę do Hamburga... Panna Ackles nie chciała jechać do Niemiec, nie lubiła Niemiec. Więc pojechała do Urugwaju. Czemu? Bo mogła.
Wciągnęła swoją walizkę do sypialni dziewcząt rocznika 91 przeklinając w myślach Jensena i Josha.
Te cztery lafiryndry, jak nazywała swoje współlokatorki, były w sypialni. Mruknęła "cześć" i udała się do swojego łóżka.
-Teraz należy do Karen - powiedziała Ursula siedząc na swoim łóżku.
-Należało - warknęła i zaczęła wywalać cudze rzeczy ze swoich szafek.
-Przestań! - krzyknęła Olivia i podbiegła do niej.
-Odejdź, bo dostaniesz! - zamachała pięścią tuż przed jej nosem.
-Ackles! - zawył radośnie Canales, gdy wpadł do środka.
-Skąd wiesz, że przyjechałam? - roześmiała się, a on zaczął ją przytulać.
-Am.
-To dalej funkcjonuje? - zdziwiła się.
-I ma się świetnie - pokiwał głową. - Może o was też coś napisze, gdy wróciła Eva - powiedział złośliwie do jej współlokatorek.
-EVA! - ryknął Vazquez i porwał ją w objęcia.
-Cześć, Alvaro! - uszczypnęła go w policzek. - Ziom, ale urosłeś!
-Patrz jakie mięśnie! - zaczął się prężyć.
-A zobacz moje! - uniosła spódnicę i pokazała doskonale wyrzeźbione uda.
-Przysalałaś! - zacmokał z podziwem.
-Hej, szmatławcu - usłyszała znajomy głos od drzwi, a gdy odsunęła się od Vazqueza zobaczyła też blond loki.
-Hej, lampucero - podeszła do niej. - Ile już obciągnęłaś?
-Więcej niż ty. Jestem lepsza - syknęła.
-Chciałabyś.
-Chcesz się przekonać?
-Canales, ściągaj spodnie - warknęła Eva.
-Vazquez, ty też! - dodała blondynka.
-Co? - chłopcy pobladli, koleżanki z pokoju też.

-Delevingne, ty cipo! - zarzuciła jej ręce na szyję.
-Tęskniłaś, debilu? - przytuliły się.
-Pewnie. Nie miał kto mnie wylizać przed snem - Eva cmoknęła ją w policzek.
-Nadrobię - Cara szczypnęła ją w pośladek.
-One tak na serio? - szepnął Canales.
-Pewnie, to lesby - pokiwał głową Vazquez. -Seks jak w pornolach - puścił mu oczko. - Pogramy w gałę? - zaproponował.
-Jasne! - zgodziły się ochoczo.
-Karen ma się wynieść z moich szafek i zadbać o nową pościel dla mnie - Eva warknęła do swoich "koleżanek".
-Bo jak nie to tu wrócę - dodała groźnie Cara.


Wrzucałam swoje rzeczy do niewielkiej walizki, a moje dwie przyjaciółki wpatrywały się we mnie. Byłam zła, chociaż zła, to za mało powiedziane, bo ja byłam wściekła. Eva Ackles wróciła do Amalii i znów będzie uważać się za nie wiadomo kogo. Nigdy nie lubiłam takich dziewczyn. Eva kumplowała się z Carą, jednak ta nie była taka zła. A Eva... Denerwowała mnie jak nikt inny!
- Soph, wyluzuj - usłyszałam głos Margot.
- Łatwo ci powiedzieć - syknęłam.
- Margot ma rację. Powinnaś się uspokoić - dodała Tracy, którą zmierzyłam wzrokiem.
- Czy wy się słyszycie?! Wróciła Eva! Ta Eva!
- A może się zmieniła? Nie bądź od razu wrogo nastawiona.
- Już ja takie znam. Takie się nigdy nie zmieniają - jęknęłam i usiadłam obok nich na łóżku.
- Nie myśl o tym, tyle. Niedługo lecimy do Bartry i sobie odpoczniesz - uśmiechnęła się Tracy.
- I ty myślisz, że ona nie pojedzie? Będzie pierwsza w samolocie obok Cary!
- A ty obok nas i będzie wspaniale - Margot próbowała załagodzić sytuację.
- Ta, chciałabym. Będą pić, zachowywać się jak pierwsze lepsze, dogryzać mi i podwalać się do chłopaków!
- Po prostu dobrze się bawią.
- Ona zawsze podwala się do Isco!
- Czyli o niego chodzi... - westchnęła Tracy.
- Nie, wcale nie.
- Soph... - spojrzały na mnie obie. - To oczywiste, że chodzi o Alarcona. Zawsze chodziło.
- Nieprawda! - zamachałam dłonią. - I udowodnię to wam.
- I Evie oczywiście - szepnęła Tracy.
- Od teraz nie chce o niej słyszeć!
- Dobra, no - uśmiechnęła się Margot. - Ja też za nią jakoś nie przepadam.
- A ja ją lubię. Nic mi nie zrobiła - palnęła Tracy.
- Masz do tego pełne prawo - uśmiechnęłam się lekko i wstałam z łóżka. - Lepiej mi pomóżcie. Wybieram się dziś na wieczorny spacer i nie wiem co na siebie włożyć.
- Z kim?! I dlaczego dowiadujemy się dopiero teraz?! - zapiszczała Margot.
- Później wam powiem - pokazałam im język i zaczęłam wyjmować ubrania z szafki.


Wymiana międzyszkolna ma to do siebie, że kiedyś się kończy. Nadchodzi dzień, kiedy trzeba pożegnać nowych znajomych i powitać starych... I ucieszyć się na widok wrogów... Pod warunkiem, że nazywasz się Eva Ackles, bo tylko wtedy się ucieszysz.
Drżyjcie wszyscy, którzy jej podpadli i zbyt głośno świętowali jej wyjazd. Dobre szybko się kończy, a progi Amalii znów przekracza Eva. Znów uraczy kogoś niewybrednym komentarzem, innego popchnie lub szturchnie. Ze słodką minką powie coś wrednego. Nie mam wątpliwości, że Sophie White najbardziej ucieszy się na jej widok. Znów będą mogły prowadzić konwersacje, gdzie jad mieszany ze łzami leje się strumieniami. Alvaro Vazquez i Cara Delevingne już zacierają ręce. Wraca ziomeczek, który nie wie co to hamulce.

Rimani in contatto!
Besos, Am :*


  


To już dziś!!! Dziś!
Od rana zasłuchuję się w We Are One.
Nie wiem jak Wy, ale ja na ten Mundial czekam już od czterech długich lat :D
Co prawda, nie wiem komu kibicować, bo moja miłość do Hiszpanii zdecydowanie osłabła, a moje serce bije tylko dla Los Blancos. Mam co prawda swojego faworyta, ale mam zamiar cieszyć się magią futbolu i wspierać mentalnie każdego Królewskiego.  
Dziś pierwszy pojedynek!
Marcelo vs Modrić, czyli Brazylia - Chorwacja!

Moniice jest tylko przykro, że Isco nie pojechał. Spoko-loko, jest Villa :D
I Torres!

V.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

13. Wykorzystywanie okazji.

Vazquez szedł sobie szkolnym korytarzem. Ręce trzymał w kieszeniach i cicho pogwizdywał. Skinął głową do kolegi z roku, Theo, który niósł naręcze książek i kierował się do biblioteki. Sam skręcił w lewo i udał się do saloniku rocznika 92. Bez pukania wszedł do środka i rozejrzał się uważnie. Na parapecie oparty o ścianę spał Lerman. Na twarzy miał jakiś podręcznik do aktorstwa. Alvaro doskonale wiedział, że teraz wszyscy mają zajęcia, jedynie ludzie ze specjalności aktorskiej mają wolne, bo odwołali im jakieś lekcje. Z rocznika 92 było tylko troje: Logan (którego oglądał), Cara (która własnie siedzi na małej salce gimnastycznej i czyta jakiś kodeks na głos, a Stanton ćwiczy karate) i Sophie... Która według jego śledztwa powinna być w swojej sypialni. Do końca lekcji zostało jeszcze 40 minut, więc miał mnóstwo czasu.
Zapukał do drzwi sypialni i czekał.
-Proszę - usłyszał jej głos.
-Hej - wszedł do środka. - Nie przeszkadzam? - wbrew swoim słowom usiadł w nogach jej łóżka.
-Nie. Coś się stało?
-Nie masz zajęć - uśmiechnął się szeroko.
-Ale i tak czytam - spojrzała na książkę.
-To przestań - odebrał jej tom i odłożył na stolik. - Chciałem pogadać - położył się obok niej i założył sobie ręce za głowę.
-O czym? - spojrzała na niego.
-Tak o wszystkim - westchnął.
-No to mów - uśmiechnęła się szeroko.
-Tęsknię za damskim towarzystwem, więc jestem - puścił jej oczko.
-Ale ja nie jestem taką dziewczyną, Alvaro.
-Ale jaką? Przyszedłem pogadać, posłuchać kobiecego paplania. Zawsze to jest bardziej naturalne niż w wykonaniu Canalesa - skrzywił się.
-No dobrze -wzruszyła ramionami. - Możemy pogadać.
-Jedziesz w weekend do Barcelony?
-Pewnie!
-Do domu Bartry, który prawie jego nie jest - warknął.
-Rozumiem, że ty nie jedziesz - westchnęła. - Ale jeśli zrezygnujesz, to on będzie miał przewagę.
-Nie rywalizuję z nim w niczym, więc nie wiem w czym ma mieć przewagę - uśmiechnął się delikatnie.
-A Nelti? - spojrzała na niego. - Widzę jak na nią patrzysz, Vazquez!
-Na ciebie też tak patrzę. Jak na dziewczynę. Ma to co mieć powinna, więc oglądam! Co mam niby robić? - roześmiał się.
-Jesteś typowym facetem - roześmiała się.
-Wspaniały komplement - złapał się za serce. - Ale - objął ją w pasie. - Skoro już przyszedłem, żadne z nas nie ma zobowiązań to może zostanę chociaż buziaczka? - zamachał rzęsami.
-Małego - szepnęła.
-Taa... - mruknął i wpił się w jej usta. Nie fatygował się przecież taki kawał na pusto.
-Zaraz może ktoś wrócić, Alvaro - odsunęła się od niego na chwilę.
-Tak - zerwał się, przekręcił klucz w zamku i wrócił. - Teraz zdążę zwiać przez okno - cmoknął ją w szyję.
-Teraz rozumiem dlaczego wszystkie dziewczyny do ciebie lgną - uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
-Może zechcesz wyjaśnić? - wsunął rękę pod jej koszulkę i zaczął głaskać ją po plecach. W tym samym czasie jego usta odnalazły jej i znów połączyły się w pocałunku.
-Jesteś chyba najbardziej pożądanym chłopakiem w szkole - mruknęła miedzy pocałunkami. - Uwierz mi, że wiem o czym mówię.
-Przesada - szepnął i skierował dłonie ku zapięciu jej stanika.
-Mówię prawdę!
-Nie - zaśmiał się w jej szyję i wprawnym ruchem rozpiął haftki.
-Nie znasz się!
-Znam - już miał zamiar przesunąć ręce do przodu, gdy za drzwiami usłyszał wrzask.
-CHOLERA JASNA, LERMAN! OKRADLI BY CIĘ, DZIECKO PODRZUCILI, A TY ŚPISZ! - darła się Cara.
-Odwal się! Całą noc się uczyłem! - odpowiedział jej Logan.
-Akurat co do tego nie mam wątpliwości, bo co mógłbyś innego robić? - zadrwiła Delevingne.
-Zdziwiłabyś się! Nel! Ona mnie upokarza! - poskarżył się.
-Daj mi spokój - dało się słyszeć przy samych drzwiach. - Jestem naprawdę zmęczona. Zrobiłeś zadania z matmy? Wytłumaczysz mi?
-Teraz?
-Tylko wezmę prysznic.
-Zaraz tu przyjdą - wyszeptała Sophie do Alvaro.
-Luz - poderwał się, cicho przekręcił klucz i położył się na wolnym łóżku obok. Znów założył ręce za głowę i przymknął oczy. Sophie w tym czasie też przybrała odpowiednią pozę. - Na brzuch - rzucił jej książkę, którą otworzyła i położyła na sobie.
-Ten idiota mógłby zostać ojcem i nawet by się nie kapnął - sapała Cara, gdy otwierała drzwi.
-Daj mu spokój. Spędził noc nad włoskim - odpowiedziała Nelti wkładając ręce we włosy i robiąc na nich okropny bałagan. Ciemne kosmyki zasłoniły jej widok, więc skupiła się na drodze i nawet się nie rozglądając poszła do łazienki.
-Siema, Vazquez - powiedziała Cara i podeszła do swojej szafy. - Zabieraj dupę, bo będę się przebierać.
-Chętnie popatrzę - wyszczerzył zęby.
-ZABIERAJ! - wrzasnęła.
-Jeszcze zobaczę - puścił jej oczko i nawet nie zwracając uwagi na  Sophie wyszedł. W saloniku musiał jeszcze zaczepić Logana, bo słychać było jęk, przekleństwo i śmiech Alvaro.
-Vazquez? - Cara spojrzała na Sophie z politowaniem.
-No co? - warknęła.
-Dobrze wiesz co.
-Jest lepszy od Isco, tyle - przewróciła oczami.
-Może w łóżku i tak, ale charakter... Kiciu, Isco miał odlot w wakacje. Zgłupiał chłopak od wolności, kasy i cipek. Chwilowe zaćmienie. Vazquez ma to na co dzień, więc nie ma nic chwilowego. To wyrachowanie... Ale tak - uśmiechnęła się sama do siebie. - Lubię go za to.
-Isco już nic dla mnie nie znaczy - wysyczała zła.
-To nie znaczy, że masz się oddawać Vazquezowi. Dla niego dziewczyna to tylko zabawka, ale rób co chcesz. Powiedziałam, sumienie mam czyste - zdjęła ciuchy i otworzyła szafę.
-Nie oddałam mu się!
-Nie zdążył biedny - zarechotała. - Kiedyś był szybszy, ale starość nie radość.
-A dajcie mi już święty spokój! - machnęła dłonią. - Chyba już trochę przeszłam.
-Isco to taki mały siusiaczek przy Vazquezie - dalej śmiała się nakładając spodnie i bluzkę.
-Skąd wiesz? - spytała Nelti, która stała w drzwiach łazienki owinięta tylko w ręcznik. Cara tylko uśmiechnęła się szelmowsko, ale nie odpowiedziała.
-Spałaś z nim? - zapytała Sophie.
-Kim? - spytała z niewinną minką.
-Z tym dupkiem!
-Ale którym?
-Isco - odparła szybko Soph.
-Nie muszę z kimś spać, żeby obejrzeć sobie to i owo - przekręciła oczami, ale szelmowski uśmiech nie schodził jej z ust.
-Jesteś dla mnie okropna! - Amerykanka zabrała do ręki jaśka i wtuliła się w niego. - Chciałabym o nim zapomnieć, ale nawet przy Vazquezie nie potrafię.
-Aleś sobie pocieszyciela wybrała - zakpiła Cara.
-Mało jest chłopaków w szkole? - spytała Nelti i usiadła na swoim łóżku. - Wystarczy się rozejrzeć - wyjęła czerwony lakier do paznokci i podała go Carze, która zaczęła jej malować paznokcie u nóg.
-Alvaro sam się nawinął - wzruszyła ramionami. - A ja chyba potrzebuje teraz bliskości.
-Cwany jest - blondynka szepnęła sama do siebie. - Nie doceniłam go - westchnęła. - Vazquez da ci tylko bliskość. Uczucia to nie dostaniesz, bo bydle ma tylko fiuta, serca brak.
-Rzecz w tym, że ja tego uczucia i tak bym nie chciała. Już raz się przejechałam.
-Ja nie raz i żyję - uśmiechnęła się Nelti.
-Canales dostał piłką w mordę - zakomunikował wchodzący Morata i położył się na łóżku Cary.
-Może w końcu przestanie roznosić plotki - sapnęła blondynka. - Nie dość, że Am to i on.
-Sergio jest słodki! - zaśmiała się Soph. - Wybaczcie, ale muszę już iść - dodała, kiedy za Moratą do sypialni wszedł Isco.
-Słaby jesteś - westchnęła Cara.
-Co? - nie zrozumiał Isco i usiadł obok Nelti.
-Vazquez prawie zaliczył Sophie - zaśmiała się.
-Zamknij się - syknęła Nel, a Ally zagwizdał.
-Co? - Alarcon pobladł. - Co?! - wrzasnął. - Jak on mógł?!
-Wziął co prawie dała - zacmokała blondynka.
-To czemu miał nie brać? Tylko głupi by nie korzystał - mruknął Morata.
-Zabije go!
-Jebnij się - Cara uderzyła go dłonią w czoło. - Palcem u nogi cię zdusi jak robaka.
-Zresztą, Sophie nie jest twoja i może robić co chce - dodał Ally.
-Nie masz prawa być złym - poparła ich Nelti.
-Jak to?! On wykorzystuje sytuację, bo Sophie jest na mnie zła, ale to ja powinienem być na jego miejscu! - jęknął Alarcon.
-Nudzi mnie to - westchnęła Cara i klęknęła przed Isco. Złapała go za ramiona i potrząsnęła energicznie. - Ogarnij się, pajacu! Ona nigdy nie będzie twoja!
-Będzie!
-Wychodzę - wstała. - To idiota. - warknęła i poszła.
-Ja naprawdę jestem w zakochany i w Barcelonie to udowodnię. Zobaczycie - pokiwał głową.
-Tak - Nelti spojrzała na Moratę, który wzniósł oczy do nieba.
-Idę pograć z Vazquezem w Fifę - wstał i ruszył do drzwi.
-Tylko spróbuj!
-Znaczy z Canalesem - poprawił się. - Tak - sapnął i zniknął za drzwiami.
-Tacy z nich przyjaciele - warknął Alarcon. - Wszyscy są tu pochrzanieni.
-Odpuść. Ona cię nie chce, a kiedyś trzeba umieć zejść z placu boju - powiedziała cicho.
-Ale ja naprawdę coś do niej czuje.
-Ale ona cię nie chce. Jeśli ją lubisz to uszanuj jej decyzję i daj jej spokój.
-Ale może zmieni zdanie, jeśli się postaram..
-Zaczynam rozumieć Carę - jęknęła i poszła do łazienki.
-Pójdę sobie poćwiczyć - machnął ręką.




Wybaczcie opóźnienie, ale straszny brak czasu :)

wtorek, 20 maja 2014

12. Ach ten Vazquez....

Nelti weszła do szkolnego szpitala akurat w momencie, gdy nad łóżkiem Marca stał lekarz. Chłopak przekręcił się na bok, doktor zsunął mu odrobinę spodnie i zaaplikował zastrzyk w tyłek. Przez twarz bruneta przebiegł grymas bólu. Przymknął oczy i przekręcił się na plecy. Po drugiej stronie sali leżał Alvaro. Obaj właśnie zasłaniani byli parawanami. Pewnie bano się, że znowu się na siebie rzucą.
Dziewczyna przysiadła na łóżku byłego chłopaka i westchnęła cichutko. Prawy łuk brwiowy miał już zszyty i zaklejony cielistym plasterkiem. Wargi były opuchnięte, ale nie wymagały pomocy nici chirurgicznych.
-Czemu to zrobiłeś? - szepnęła.
-Bo nie potrafię zdzierżyć, że chce cię skrzywdzić - odpowiedział i otworzył oczy.
-Nie jestem małą dziewczynką, nie dam się skrzywdzić.
-Zawsze cię broniłem, nie potrafię przestać...
Nelti pogłaskała go po policzku i chwyciła za rękę, którą uścisnął.
-Dziękuję za kwiaty - uśmiechnęła się.
-Skąd wiesz, że są ode mnie? White się wygadała? - drgnął.
-Nie, głuptasie - podsunęła się bliżej. - Po prostu tylko ty mi je dawałeś. Nie było trudno na to wpaść.
-Naprawdę nic już dla ciebie nie znaczę? - spytał, ale w jego głosie było tyle bólu, że Nelti bez słowa położyła się obok niego i wtuliła w jego tors. Oplótł ją ramionami i zanurzył twarz w jej włosach. - Żebra też mam trochę obite - mruknął, a dziewczyna wybuchła śmiechem.
-Bardzo boli? - pogłaskała go po klatce piersiowej.
-Bardziej bolałoby jakby... - zaczął, ale nie dane było mu skończyć, bo brunetka delikatnie pocałowała go w usta.
-Odpoczywaj. Spytam lekarza kiedy możesz wrócić do siebie - wstała i poszła do doktora. Po drodze minęła łóżko Alvaro, który spał, albo tylko udawał. Na pewno nie słyszał, że rozmawiała z Bartrą. Łóżka były zbyt daleko.
-Bloom - westchnął lekarz. - Zabieraj ich. Tylko niech nie śpią w jednej sypialni, bo nie wiem jak to się skończy.
-Nie śpią - uśmiechnęła się i wyszła. Zadzwoniła do Canalesa, żeby pomógł Vazquezowi, a sama zajęła się Bartrą. Na szczęście Marc jako przewodniczący w grupie dziedziców, czyli po prostu najstarszy dziedzic w szkole miał osobną sypialnię. Każdy rok miał swój salonik roku, do którego przylegała sypialnia damska i męska, plus sypialnia przeznaczona dla dziedzica. Zajmował go ktoś w czasie ostatniego roku Amalii, przez resztę czasu stały zamknięte i puste. Wczoraj Bartra dostał klucze do swojego gniazdka, gdzie Nelti teraz go ulokowała.
Położył się na łóżku i podsunął.
-Działasz na mnie lepiej niż ten przeciwbólowy zastrzyk w dupę - szepnął. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Nie było się co dziwić. Nie dość, że dobrze oberwał, stracił trochę krwi to jeszcze dostał zastrzyk. Z pewnością to ostatnie było dla niego najbardziej traumatycznym przeżyciem.
-Dobrze - zdjęła adidasy i wsunęła się pod koc obok niego. Przytuliła się jak wcześniej i z przyjemnością wzdychała zapach jego ciała. Trudno było przyznać jej się przed samą sobą, ale brakowało jej tego. Bardzo.

 

Słyszałam od Margot, że miała dziś miejsce bójka Marca z Vazquezem. Doskonale wiedziałam o kogo się poboli i było mi trochę szkoda Alvaro. Bartra zawsze będzie miał nad nim przewagę, bo przecież z Nelti byli parą. Jednak później wyjechał, a obok niej zakręcił się Vazquez.. No ale mniejsza z tym. Margot dodała, że oboje nieźle się potraktowali i że po Marca przyszła Nelti. Zrobiła mi się trochę szkoda Alvaro, więc postanowiłam mu troszkę pomóc, a przy okazji może uda mi się utrzeć nosa Isco.
Przed wejściem do Alvaro zabrałam jeszcze kilka tabletek od pielęgniarki, bo nie czułam się dziś za dobrze. Jutro będę mogła już wrócić na lekcje, ale dziś wolałam zostać u siebie. Kilkanaście sekund później byłam już u Vazqueza.
-Co tam, biedaku? - usiadłam obok, uśmiechając się lekko.
-A co ma być? Śmiertelnych ciosów mi nie zadał - burknął.
-Już nie rób z siebie takiego rycerzyka.
-Nie kwestia rycerskości. Żyję - skrzywił się, ale chyba miał to być uśmiech.
-Czyli sam sobie poradzisz? Mogę iść? - zapytałam.
-Jak już przyszłaś to raczej nie będę cię wyganiać. Nie wyganiam dziewczyn... Zwłaszcza tych pięknych - oczy zalśniły mu szelmowsko.
-Alvaro, nie próbuj tego na mnie. To nie zadziała - zaśmiałam się cicho. - Po prostu mam dobre serce.
-Dla Isco też takie miałaś? - usiadł opierając się plecami o poduszkę.
-Isco to dupek - przewróciłam oczami.
-Ciekawie się zaczyna. Coś jeszcze? - wyszczerzył zęby.
-I nie będę już więcej na niego traciła czasu! Jest tyle fajnych chłopaków w szkole - wzruszyłam ramionami.
-Jest - położył mi dłoń na kolanie i spojrzał w oczy. - Życie jest po to, żeby umieć dobrze wykorzystać dany nam czas.
-Te leki źle na ciebie działają - machnęłam dłonią. - Ruszaj się lepiej, bo zabieram cię do pokoju.
-Aż tak szybko chcesz mnie zostawić samego? - zasmucił się.
-Z tego co wiem to w sypialni jest was kilku - puściłam mu oczko.
-Canales siedzący nade mną i streszczający mi dziesięć wersji dzisiejszego zdarzenia to jest właśnie to czego potrzebuję - skrzywił się.
-To może podesłać ci Moratę? I Isco do tego?
-Na dokładkę poproszę Bartrę.
-Załatwione! - klasnęłam w dłonie.
-Przestań - westchnął i przymknął oczy. - To wszystko to jakiś cyrk.
-Może po prostu odpuść? Uwierz mi, że tak jest czasem lepiej - szepnęłam, nachylając się do niego. - Wiesz, że nie wytrzymasz z jedną dziewczyną, a Nelti od zawsze kochała Marca.
-Wiesz - przysunął się do mnie. - Masz złe informacje od Canalesa - uśmiechnął się. - Bloom i jej sercowe dylematy mnie nie obchodzą. Nie jest w moim typie.
-Jasne. Niech ci będzie - zaśmiałam się pod nosem. - Dalej, Vazquez! Czas na nas - wstałam z jego łóżka.
-Nas - zerwał się na nogi. - Brzmi ciekawie - objął mnie w pasie.
-Głupek z ciebie!
-Ale ci się podobam - szepnął mi do ucha i pocałował w szyję.
-Nie, nie jesteś w moim typie - mruknęłam cicho.
-Typ się liczy, gdy chodzi o miłość. A jesteśmy za młodzi na takie szaleństwa - cmoknął mnie w policzek.
-Mów za siebie, ale ja marzę o prawdziwej miłość już w tym wieku - powiedziałam, kiedy byliśmy pod sypialnią jego rocznika. - No, Alvaro, spadam do siebie. Do zobaczenia.
-Nara - mruknął i wszedł do środka.


Cara przeciągnęła się niczym kotka na puszystym dywanie, który leżał tuż przy kominku. Ogrzewała się, a blask ognia oświetlał jej radosną twarz. Za oknem nieustannie padał deszcz i uczniowie zaczęli czuć zbliżającą się jesień. Nikogo to nie cieszyło oprócz Cary, ją wszystko cieszyło.
-Richie? - zamruczała szturchając go nogą w kolano. Richard siedział na fotelu i zasięgu jej kończyn i czytał kodeks prawa rzymskiego. To samo czytała leżąca na kanapie Nelti. Na fotelu obok drzemał Morata mając na brzuchu zeszyt z matmy. Za nim, przy stoliku, siedział Logan i odrabiał pracę domową z geografii. Reszta ich rocznika rozlokowana była w innych rejonach saloniku, albo po prostu nie było ich w środku. Dochodziła dwudziesta, nikt nie przejmował się jeszcze zbliżającą się ciszą nocną.
-Co? - upił łyk kawy i odstawił kubek na szafkę z książkami.
-Kochasz mnie? - zamachała rzęsami, ale chłopak nawet na nią nie patrzył.
-Co chcesz? - westchnął.
-Ally? - szturchnęła teraz drzemiącego Hiszpana.
-Pierwiastek z czterdziestu - odpowiedział wybudzony. Rozejrzał się nieprzytomnie i poprawił w fotelu. - Czego chcesz, Delevingne? - burknął.
-Kochasz mnie? - zaświergotała.
-Spadaj. Zaraz wsadzę cię w kominek i zrobię szaszłyka - fuknął.
-Ja właśnie o tym! - pstryknęła palcami i usiadła po turecku na puszystym dywanie.
-Szaszłyku? - zaśmiał się Logan.
-Marzy mi się ognisko - znowu się położyła rozkładając na boki ręce. - Gwiazdy... - przymknęła oczy. Richard oderwał się od kodeksu i najpierw spojrzał na Nelti, a potem na Moratę. - Morze... - kontynuowała Cara. - Ciepły piasek...
-Blondasku, ale zbliża się zima. Gdzie ty znajdziesz takie atrakcje? - westchnęła Nelti.
-Gdzieś gdzie jest ciepło - podsunął również ciepłolubny Ally.
-To chyba na Karaibach - burknął Richie i znów skupił się na czytaniu.
-Albo w Barcelonie - odezwał się ktoś za nimi. Wszyscy jak na komendę spojrzeli na stojącego za kanapą Marca Bartrę. - Zapraszam w weekend - wyszczerzył się.
-O! - Cara pstryknęła palcami. - I kto tu jest królową? Mówię i mam!
-Co wy na to? - Marc usadowił się na kanapie kładąc sobie na kolanach nogi Nelti.
-W sumie to czemu nie? - podrapał się po głowie Ally. - Jaką ekipą?
-Chętni z mojego i waszego rocznika. Bez sensu brać młodszych. - Odpowiedział jakby miał to już przemyślane. - Dawno was u mnie nie było.
-Dom nad brzegiem morza - zamruczała zadowolona Cara. - Tak taki chcę, Richardzie - powiedziała poważnie.
-Skąd ty wiesz, że on ma nad brzegiem morza dom? - spytała podchwytliwie Nelti. - Dwa lata temu jeszcze nie miał.
-Budował się, nie pamiętasz? - uśmiechnęła się.
-I teraz jest gotowy - pokiwał głową Marc.
-Ja z chęcią - Logan zamknął zeszyt i odsunął go od siebie. - Przepadł mi Wiedeń, picia w Barcelonie nie odpuszczę!





sobota, 10 maja 2014

11. Wymiana ciosów.

Zadowolony Marc Bartra przemierzał szkolne korytarze. Lekkim krokiem wszedł do saloniku roku 92 i skierował się do sypialni dziewcząt. Niósł ogromne naręcze różnokolorowych margaretek. Położył piękny bukiet na łóżku Nelti, a gdy obrócił się na pięcie zobaczył na łóżku przy drzwiach Sophie. Na kolanach trzymała książkę, ale teraz jej nie czytała tylko wpatrywała się w niego uważnie.
-Hej, White - wyszczerzył swoje białe zęby. Musiał jakoś ratować sytuację skoro już został odkryty.
-Hej - uśmiechnęła się.
-Nie masz lekcji? - wrócił do łóżka Nelti i wyjął kilka białych kwiatków.
-Źle się czuje i zostałam w pokoju.
-Bo wiesz - przysiadł na łóżku Tracy. - Oficjalnie mam trening - podał jej mały bukiecik, który szybko związał kawałkiem nitki.
-Spoko - wyruszyła ramionami. - Nic nie powiem.
-Dzięki! - odetchnął z ulgą. - Przynieść ci coś? Skoro i tak tu jestem mogę się jakoś przydać.
-Nie, nie trzeba. Poczytam sobie, a później się położę - uśmiechnęła się.
-Źle wyglądasz - skomplementował, ale w jego głosie słychać było troskę.
-Bo choruję na grypę, którą zwą Isco - jęknęła.
-Uuu... - zatroskał się. - Tak, słyszałem, że nasz grzeczny Isco nieco się rozbrykał przez wakacje - położył się na łóżku zakładając ręce za głowę. - Że też Cara z Richie'm nie wzięli go za łeb, gdy było trzeba... - zamyślił się.
-To jego sprawa.
-Jego czy nie jego, ale przez niego cierpisz. Jak to nie było nic głębokiego to ci przejdzie. Im głębszy kontakt fizyczny i psychiczny tym trudniej... - westchnął ciężko.
-Kontakt fizyczny to on miał z innymi. Widocznie mnie nie chciał - westchnęła odkładając książkę.
-Jeszcze znajdziesz kogoś fajnego! - usiadł i poklepał ją po kolanie. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i stanął w nich Vazquez. Na jego ustach pojawił się cwany uśmiech, a oczy zalśniły groźnie.
-Sorry, że przeszkadzam. Szukam Nelti, ale widzę, że tu jej nie ma - powiedział i wyszedł.
-Szlag - sapnął Marc i wstał drapiąc się po głowie.
-Nie martw się. Zajmę się Vazquezem - powiedziała.
-Szkoda, że on chce zajmować się tylko Nelti - burknął. - Diabli mi go nadali - sapnął. - Dobra, trzymaj się i ani słowa o kwiatach! - puścił jej oczko i wyszedł. Musiał znaleźć Nelti przed Vazquezem!


Nelti siedziała na szkolnym dziedzińcu i uczyła się niemieckiego razem z Loganem. Pod drzewem niedaleko nich leżała Cara i Richie. Na nosach mieli zeszyty, ale służyły im one jako ochrona przed słońcem, bo smacznie drzemali.
Ze szkoły wyszedł właśnie Vazquez i zmierzał w ich kierunku. Podgwizdywał sobie i uśmiechał się wesoło. Nagle z budynku wybiegł Bartra. Ocenił odległość i ruszył biegiem. Nim ktoś zdążył zareagować rzucił się na Alvaro i zginęli w kłebie kurzu, bo szkolny dziedziniec był piaszczcysty, nie utrwalony żadną kostką czy kamieniem.
Słychać było różne jęki, przekleństwa i dziwne krzyki.
Richie usiadł i szturchnął Carę.
-Logan, zrób coś - szepnęła Nelti.
-Niby co? Wiesz ile oni potrafią ponieść na siłce, a ile ja? - prychnął.
-CO TU SIĘ WYPRAWIA?! - Ze szkoły wybiegła dyrektorka i kilka nauczycielek. Trener koszykówki i woźny rozdzielili dwóch walczących chłopaków i trzymali ich na pewną odległość od siebie. Vazquez miał podbite oko, a nosa płynęła mu krew. Bartra mógł się poszczycić rozciętą wargą i rozwalonym łukiem brwiowym. Obaj byli cali w kurzu i krwi.
-W tej chwili do lekarza, a potem do mojego gabinetu. Zadbam o to, żeby odechciało wam się bójek - groziła dyrektorka.
Marc nim ruszył do szkoły spojrzał na Nelti swoimi smutnymi oczami i poczłapał za Vazquezem.
-Bloom, Bloom - zacmokała Cara, która dotychczas z uwagą śledziła przebieg wydarzeń. - Co ty z nimi zrobiłaś? - zaśmiała się i znów nakryła zeszytem.
-Ja? - zdziwiła się Nelti.
-A co? Może ja? - zakpił Logan. - Przecież o mnie się nie bili.
-Trzeba potrenować z Bartrą. Coś stracił skuteczność - dodał Richie i też wrócił do poprzedniej pozycji.
-Nie... - szepnęła brunetka patrząc na drzwi szkoły.
-Tak - odpowiedziała trójka jej przyjaciół.



Męska przyjaźń jednak potrafi się skończyć, gdy w grę wchodzi kobieta, i to jaka! Brunetka, nogi do nieba, uśmiech niczym z Hollywood... Aż ciężko uwierzyć, że ta piękność woli specjalność prawa i karate niż aktorstwa czy modelingu. Rozkochała w sobie dwóch interesujących mężczyzn i stało się... Doszło do wymiany ciosów. Podbite oczy, rozcięte usta, rozbite nosy i brak rozstrzygnięcia, bo przerwano tę emocjonującą rozgrywkę. Miejmy nadzieję, że Nelti Bloom nie wybierze wcześniej jednego z nich, a Alvaro Vazquez i Marc Bartra dokończą co zaczeli. Oby!
Rimani in contatto!
Besos, AM :*



Canales wpatrywał się w ekran swojego telefonu i cmokał niezadowolony.
-Teraz to Am dowaliła - powiedział i usiadł na kanapie w saloniku swojego roku. W pokoju było kilka osób, ale najbliżej znajdował się Theo Sorel.
- Czemu? Co znów? - zapytał.
-Oj... Alvaro trochę się poszturchał z Bartrą i już wielka afera, że to przez Nelti. Przecież ona nie jest winna ich akcjom.
- Ja tam nie wiem - wzruszył ramionami. - Nie obchodzi mnie to, ale to pewnie tylko plotki.
-To jest Am! Ona wie wszystko - powiedział całkowicie powaznie.
- To chyba twoja ulubiona strona - przewrócił oczami.
-Bo jest o nas? Theo, uczysz się w najlepszej szkole na świecie, i gdy ją skończysz, że nie dość, że będziesz zajebiście dobry to i sławny! Przecież to czytają nie tylko uczniowe Amalii!
- A nie denerwuje cię to, że są tam pisane jakieś głupoty? Czasem to nie jest nawet prawda!
-Jak nie jest jak jest! To jest tylko podkoloryzowane. Vazquez i Bartra się pobili? Pobili! Przez Nelti? Przez Nelti!
- A przed chwilą mówiłeś co innego - Theo uśmiechnął się szeroko.
-Wcale nie! - oburzył się. - Poszło o nią, ale przecież to nie jej wina, nie?
- Sergio, nie gadaj tyle, tylko pokazuj co piszą o innych.
-O tobie nic, nie jesteś sławny - wyszczerzył zęby. - Chyba, że pobujasz się z kimś z 92. Tam laski są popularne. Nasze nie - dodał szeptem.
- Ale ja nie chcę być sławny! - oburzył się. - Tylko chce poczytać.
-Jakbyś był to pisaliby nawet o tym, że czytasz - pokiwał głową. - Proszę! - spojrzał na telefon. - Najlepszą drogą do zdobycia wiedzy jest nauka. Prawda stara jak świat, znana i praktykowana w równie starych murach Amalii. Uczniowie spędzają wiele godzin ślęcząc nad książkami, nie śpiąc, nie jedząc, nie mając prawie żadnego życia. Jednak nie wszyscy podzielają ten pogląd. Gdy jedni korzystając z pięknego jesiennego słońca uczą się na szkolnym dziedzińcu, drudzy leżą na zielonej trawce, zakrywając noski zeszytami, żeby móc się zdrzemnąć. A potem przychodzi do egzaminu i Lerman po całym tygodniu ostrej nauki dostaje 4+, a Delevingne i Stanton po całym tygodniu spania i leniuchowania dostają 4. Wnioski trzeba wysunąć samodzielnie. Rimani in contatto! Besos, Am - przeczytał.
- Nudy, Canales. Czasem już ty masz lepsze wieści! - szturchnął go łokciem.
-A myślisz, że skąd je mam? Czasem swoją wiedzę uzupełniam wiedzą Am! Jakbym ją poznał i byłaby dziewczyną to pewnie bym się w niej zakochał.
- Bylibyście dobraną parą - skinął głową.
-Zobaczę czy Vazquez żyje - wstał.
- Chyba sobie radzi. Ja się pokręcę po szkole i też przyjdę.




Wybaczcie czasowy poślizg, ale mam masę na głowie, a notki na tego bloga dodaję ja, a nie Moniika. 
W ramach osłodzenia Wam czekania zdradzę, że nowe opowiadanie się już pisze :)
Mamy 4 notki! :D
A tu --> adresik
Wygląd odstrasza, ale bohaterowie są. Można coś już wywnioskować :D
 
Buziaczki :***

środa, 30 kwietnia 2014

10. Gdy się Cara zbudzi, to się Richie zdenerwuje...

Ally wrócił do swojego saloniku roku, lecz zamiast skierować się do swojej sypialni udał się do dziewczyn. W środku światło było zgaszone, ale po ciemku dotarł do łóżka Nelti. Kucnął przy nim za plecami mając łóżko Cary.
-Ej - szturchnął brunetkę.
-Co? - zerknęła na niego zaspanym wzrokiem. - Morata, czy ty zgłupiałeś do reszty? Wiesz, która godzina? Wszyscy śpią! Wyjazd do siebie!
-Vazquez i Bartra się o ciebie pozabijają - szepnął.

-Wynoś się! O tej porze nic mnie nie obchodzi!
-Vazquez i Bartra. W jednym zdaniu, nie martwi cię to? Zwłaszcza, że to już nie są ziomeczki od piłeczki, tylko dwaj faceci, którzy chcą tej samej laski!
-Co? - rozbudziła się.
-Graliśmy sobie w karty, gdy przyszedł Marc...
-Grałeś w karty? Upaliłeś się czy piłeś? I to beze mnie! - fuknęła.
-Nie! Oni grali, a ja tylko patrzyłem - przekręcił oczami.  - Niby doradzali Isco, ale cały czas mówili o tobie. Canales się nawet połapał.
-No weź - jęknęła.
-Wolałem, żebyś wiedziała...
-Dzięki, jesteś ko... - urwała, bo drzwi się otworzyły i ktoś zajrzał do środka. Z nikłego światła, które sączyło się z salonu można było wynioskowac, że to chłopak.
-Suń się - mruknął Ally i wepchnął się pod kołdrę obok Nelti.
Nocny gość podszedł do pierwszego łożka po swojej lewej stronie i przez chwilę tam stał zanim Sophie zorientowała się kto tam jest. Jednak zanim cokolwiek zdążyła zrobić chłopak wpakował się do jej łóżka i zamknął jej ręką buzie.
-White, bądź spokojna, bo jak ktoś nas usłyszy to dostaniemy szlaban, a chyba oboje tego nie chcemy, prawda? - powiedział cicho, a dziewczyna wtedy skinęła głową. Isco odsłonił jej usta i uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie sądził, że to będzie takie proste!
-Alarcon, wyjdź stąd zanim wstanę i pójdę na ciebie donieść - odparła twardo Sophie.
-Przestań. Wysłuchaj mnie raz i wtedy rób co chcesz, dobra?
-Niech będzie, ale szybko.
-Jak się pewnie zorientowałaś to, co wszyscy mówili to prawda. Nie wiem dlaczego się nie odezwałem w wakacje, naprawdę nie wiem, ale teraz wiem, że to był duży błąd. Nie chciałem, aby to wszystko, co wydarzyło się pomiędzy nami przed wakacjami tak po prostu znikło. Przepraszam, Sophie - wyszeptał jej do ucha.
-Okłamałeś mnie.
-Wiem. I jest mi teraz naprawdę głupio.
-Mnie też, więc zbieraj się już, Alarcon - spojrzała na niego z gniewem w oczach. Jednak chłopak ani nie drgnął. - Zbieraj się, nie słyszałeś?! - podniosła lekko głos.
-Sophie...
-Nie. Wyjdź.
-Ale Sophie! Czy ty nie rozumiesz, że tamte dziewczyny nic nie znaczyły? To były jakieś łatwe panienki - machnął ręką.
-A czy ty nie rozumiesz, że nie chce mieć już z tobą nic współnego? NIC! - wysyczała zła.
-Ja tego tak nie zostawię.
-Ale ja tak. Dobranoc, Isco - uśmiechnęła się lekko i zepchnęła go z łóżka.
Rąbnęło porządnie i obudziła się Cara. Najgorsze co można zrobić to obudzić pannę Delevingne. Śmierć na miejscu.
Blondynka zapaliła lampkę i wstała. Potoczyła wzrokiem po pokoju i zatrzymała go po jego przeciwległej stronie.
-Isco - szepnęła. Nelti i Ally wyjrzeli spod kołdry. Za nic nie mogli przegapić takiej akcji. Warto zaryzykować zdemaskowanie.
-Isco już wychodzi - warkneła Sophie.
-Z chęcią ci pomogę, nędzna pokrako - warknęła i zbliżyła się do niego. - Mózg ci wyżarło, gamoniu! O tej porze się śpi, a jak masz z tym problem, to nie przeszkadzaj innym! - wrzasnęła. Reszta dziewczyn tez już się obudziła.
-Będę musiał u ciebie dostać - wyszeptał Morata.
-Jak wyjdziesz to cię zlinczują - odparła Nelti.
-WYNOŚ SIĘ STĄD! - Cara otworzyła drzwi, w których stanął wściekły Richie. Miał na sobie jedynie bokserki i podkoszulek.
-Co tu się, kurwa, wyprawia? - rozejrzał się uważnie.
-Tu! - Cara wskazala ścianę obok niego.
-Alarcon - westchnął Stanton. - Szykuje ci się taki kop jak stąd do twojego wyrka.
-Sam pójdę - mruknał Isco i szybkim krokiem opuścił sypialnię dziewczyn.
-Ja pierdolę, co za lamer - Cara wróciła do swojego łóżka i nakryła się po czubek głowy.
-Bloom? - szepnął Richie.
-No? - Nelti wyjrzała zza kołdy.
-Chcesz coś dodać? - wskazał drzwi.
-Nie wydaje mi się. Dobranoc, Stanton - nakryła się.
-Dobranoc - westchnął i zamknął drzwi.
-Zabije mnie jak wrócę - jęknął Ally.
-Isco miał gorzej.
-Jak mnie dorwie Vazquez albo Bartra to nie wiem, kto będzie miał gorzej... - sapnął.
-Śpij, Ally - odwróciła się do niego plecami. - Ale nie chrap, bo obudzisz Carę.
-Przecież nie chrapię! - oburzył się.
-Wiem, żartuję - zaśmiała się.


Marc Bartra wszedł do jadalni i rozejrzał się uważnie. Doskonale wiedział, że wszyscy na niego patrzął, ale się tym nie przejmował. Jako przyszły gwiazdor piłki nożnej musi przywyknąć do sławy. Był dziedzicem, popularność towarzyszyła mu w tej szkole od dziecka. Zdawał sobie sprawę, że dziewczyny wodzą za nim oczami, ale nie był zainteresowany. Interesowała go tylko jedna.
Podszedł do stolika, gdzie siedział Richie i Logan. Blondyn spojrzał na niego obojętnie znad swojej owsianki, a brunet nawet nie zauważył tak był zajęty lekturą.
-Cześć - powiedział Marc i usiadł. Logan popatrzył na niego z uwagą i przeniósł wzrok na kumpla z roku.
-Cześć - odparł Stanton.
-Dobre? - spytał i wskazał na jego miskę.
-Ujdzie - mruknął. Marc pokiwał głową i z obojętnością rozejrzał się wokół. Nelti siedziała po przeciwnej stronie sali z Moratą, Carą i kilkoma osobami z ich klasy. Coś ich bawiło, bo cały czas się śmiali. Tylko Delevingne była jakaś marudna.
-Czego chcesz? - warknął Richie, a Logan natychmiast zerwał się na równe nogi.
-Pójdę po... jogurt! - strzelił palcami i szybko odszedł. Marc popatrzył w ślad za oddalającym się brunetem.
-Vazquez się lubi bawić dziewczynami - powiedział spokojnie Richard. Bartra pochylił się nad książką, którą porzucił uciekający Logan. Doskonale wiedział, że Richie ma trudny charakter, nienawidził, gdy ktoś mu się stawiał i bezlitośnie wykorzystywał swoją przewagę fizyczną nad resztą. O czym boleśnie przekonał się wczoraj Isco, gdy zachciało mu się nocnych konwersacji z Sophie. Pewnie jakby Cara się nie obudziła, nie byłoby całej afery, ale się obudziła. A Richie nie tolerował, gdy ktoś w jakikolwiek sposób krzywdził Carę albo Nelti... Taki odruch, który został mu z dzieciństwa.
-Nel ma być następna? - mruknął Marc udając zainteresowanie tym co miał przed sobą.
-Jest. Nie spuszcza jej z radarów - Richie pomieszał swoją owsiankę.
-Wie? - szepnął niedbałym ruchem przekładając kartkę. Nawet nie wiedział o czym jest ta książką, nie potrafił też powiedzieć w jakim języku została napisana.
-Morata jej powiedział. Wkurzyła się i postanowiła zagrać Alvaro na nosie - zerknął w lewo, gdzie przy stoliku siedział Vazquez, Canales i Isco. Ten ostatni był bardzo markotny, ale to akurat Richarda nie dziwiło. Przed snem dostał odpowiednią odprawę, żeby odechciało mu sie głupot. Od rana widać było, że wszystkie nierozsądne pomysły wyparowały mu z głowy.
-Richie - Marc spojrzał mu w oczy. - Przecież Vazquez nigdy nie szukał dziewczyny na stałe, podoba mu się tak ja ma...
-Może przez rok na wymiane przeszedł metamorfozę?
-W co ty wierzysz? - westchnął i oparł się plecami o oparcie krzesełka.
-Na pewno nie w to, że się zakochał w Nel - odsunął miskę od siebie. - To nie jest mój kumpel, jedynie znajomy ze szkoły. A Nelti jest dla mnie jak siostra.
-Stary, wychowaliśmy się razem - Marc gwałtownie pochywlił sie w stronę blondyna.
-To tylko fundator.
-Nie dziedzic - umilkł na chwilę - Dzięki, Stanton.
-Nie ma za co, Bartra - uśmiechnął się i wstał. - Dziedzictwo to coś więcej niż kupka kasy, którą dadzą starzy i puszczą cię do najlepszej szkoły. Chcesz się wyżyć?
-Dwudziesta? Mała salka przy basenie? - wyszeczył swoje białe zęby.
-Niektóre rzeczy się nie zmieniają - puścił mu oczko i odszedł.
-Wszystko dobrze? - Do stolika wrócił Logan.
-Lerman - westchnął Marc. - Czy ty się nigdy nie nauczysz, że dziedzic dziedzica nie bije?
-A kto was tam wie? Patrzyliście się na siebie, że strach. A wiesz... Richie ma czarny pas w karate. Jeden cios i mamy trupa.
-Za dużo czytasz, skarbie - westchnął i wstał. Wziął z bufetu owsiankę i wrócił do Logana. Zjadł bez podejmowania dalszej konwersacji, bo jego towarzysz znów zagłębił się w książce. Spokojnie obserwował Nelti i próbował ułożyć plan działania.
Miał po swojej stronie Richie'go. Cara też powinna go poprzeć, o Loganie nie ma co wspominać. Wychowali się razem, razem przeszli przez pierwsze, samotne i bardzo trudne dla małych dzieci lata w Amalii. Mieli wtedy tylko siebie. Taka więź jaka się między nimi wytworzyła jest nie możliwa do powtórzenia z innymi osobami.
-Logan? - obok nich pojawiła się Nelti. - Idziesz na hiszpański?
-Tak, moment - szepnął nadal nie odrywając wzroku od kartek. Dziewczyna popatrzyła na Marca i stanęła za jego plecami kładąc mu ręce na ramiona. Nie były to już chudziutkie ramionka, nie miał też wystających obojczyków, które zapamiętała. Teraz wydoroślał i szerokie barki dobitnie świadczyły o tym, że jest już mężczyzną.
-Jadł coś? - spytała bezwiednie przesuwając palcami po jego szyi.
-Gdy przyszedłem siedział tak jak teraz - odparł.
-Lerman, jadłeś śniadanie? - zwróciła się do przyjaciela.
-Tak, chwilka - pokiwał głową. W tej chwili za nim pojawiła się Cara z szelmowskim błyskiem w swoich i tak psotnych oczach.
-Logan, kociaczku! - złapała go w pasie i zaczęła wbijać palce między żebra.
-Delevigne! - zapiszczał na całą jadalnię. Większość zgromadzonych i tak już na nich patrzyła, ale jego krzyk sprawił, że spojrzeli dosłownie wszyscy. Blondynka śmiała się w najlepsze, brunet rozcierał bolące miejsca psiocząc pod nosem, a Nelti zamarła, bo własnie dotarło do niej co robi. Zachowywała się dokładnie tak jak przed dwoma laty. Marc siedział, ona stała za nim i delikatnie go pieściła.
-Lekcje - mrukneła i szybko znikneła za drzwiami. Cara zachichotała z uciechy puszczając oczko do Marca i ciągnąć za sobą zdenerwowanego Logana.

Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje. Isco jest zdolny do dostania lania od Richarda Stantona, żeby podjąć kolejną (nieudaną) próbę odzyskania względów Sophie White. Z kolei Marc Bartra po prostu wrócił do Amalii i dostaje wszystko co kiedyś było jego. Przewodnictwie w grupie dziedziców, dawnych przyjaciół, nawet Nelti Bloom zachowuje się tak jakby przystojny piłkarz nigdy nie opuszczał murów szkoły. Tylko Delevingne i Morata są poszkodowani. Pierwsze nie może się wyspać przez wojaże Isco, a drugie musi spać w jednym łóżku z Nelti, żeby Stanton i jemu nie przylał. Oraz, żeby Vazquez i Bartra się nie dowiedzieli, że on sypia z Bloom, a oni nie. Ups... Chyba właśnie się dowiedzieli.
Rimani in contatto!
Besos, Am :*




Prawdopodobnie będzie nowe opowiadanie.
Czekamy na powołania mundialowe.
W planach jest Isco, Ronaldo, Hiszpania, Portugalia i dwie siostry.

Udanej majówki.

VM :*

wtorek, 22 kwietnia 2014

9. Walka na słowa.

Siedziałam w małym saloniku przy jadalni i popijałam truskawkową herbatę. Czytałam po raz nie wiem który "Mistrza i Małgorzatę" i nie ogarniałam co dzieje się wokół. Przecież byłam w środku powieści, co mnie obchodzi otaczający mnie świat?
Nagle poczułam na ramieniu czyjeś usta... Siedziałam przed kominkiem, a na nogach miałam koc. Było mi ciepło i przyjemnie.
-Poszedł mi stąd, Vazquez - warknęłam. - Dawno po ciszy nocnej, a ja nie chcę nowego szlabanu. Mamy jeszcze dwa do zrobienia.
-Vazquez? - przede mną na fotelu usiadł Marc. - A ja naiwnie myślałem, że moje miejsce zajął Morata - mruknął. Jego oczy w nikłym świetle były teraz czarne. Nie lubiłam, gdy takie były, bo wtedy był zły.
-Kumplujemy się - szepnęłam spuszczając wzrok na litery, które nijak nie układały się teraz w słowa i zdania.
-Jasne - zapatrzył się w ogień. - Od kiedy to kumple całują po ramionach...
-Wymagasz ode mnie wstrzemięźliwości i wierności podczas, gdy sam w Monachium spotykałeś się z Sandrą? - powiedziałam bardzo cicho.
-Skąd wiesz?
-Zapomniałeś, że uczy się tu Canales i mamy taki zacny portalik o plotkach? - rzuciłam mu telefon, gdzie pół godziny temu pojawił się bardzo sympatyczny wpis.

Wyjazdy i nowe miejsca zawsze łączą się z kolejnymi znajomościami. W Amalii wymiany są rzadko praktykowane, ale się zdarzają. Przykład? Marc Bartra. W dwunastej klasie pojechał do Bayern Schule w Monachium, gdzie z zapałem przez dwa lata kopał piłkę na boiskach Bayernu Monachium. Wrócił do klasy czternastej, żeby skończyć edukację z prestiżowym dyplomem Amalii. Jeśli ktoś naiwnie sądzi, że przez ten czas skupiał się tylko na futbolu jest w błędzie. Sandra Elab, piękna Włoszka skradła jego serce na prawie dwa lata. Nie tylko Nelti układała sobie życie z Ally'm Moratą.
Rimani in contatto!
Besos, Am :*


-Am... - westchnął. - Sandra to już przeszłość.
-Nie wyszło i wróciłeś do Amalii? - spytałam, ale mój głos był tak przepełniony drwiną, że nawet Canales, który zazwyczaj nie wyłapywał takich rzeczy, by się zorientował.
-Naprawdę chcesz znać szczegóły? - spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego tęczówki znów miały jasny odcień.
-Nie obchodzi mnie co robiłeś - odłożyłam książkę na stolik, wstałam i ruszyłam do drzwi.
-Nie wychodź. Babka od niemca krąży po korytarzach - mruknął znów patrząc w ogień.
-Skąd wiesz?
-Nie jestem ślepy jak Vazquez - podszedł do mnie i ostrożnie wyjrzał na korytarz.
-Może on jest zapatrzony na coś innego? - powiedziałam. Marc się wyprostował i z góry popatrzył mi w oczy.
-Rozumiem go - pogłaskał mnie delikatnie po policzku.
-Richie oddał ci przewodnictwo w grupie dziedziców? - chciałam zmienić temat.
-Tak. Stanton jest w porządku. Potrafi zachować prawa hierarchii.
-Jest dziedzicem. Ma to wpajane od dziecka. Jak każde z nas...
-Nasze dzieci też kiedyś zostaną tego nauczone, gdy przyjdą do Amalii jako słodkie pięciolatki - cmoknął mnie w usta i wyszedł na korytarz. - Rusz się, Bloom, bo dostaniesz szlaban - uśmiechnął się i poszedł w kierunku swojej sypialni.
-Palant - burknęłam.

 

Marc Bartra wszedł do saloniku swojego roku ciągle myśląc o Nelti. Przy jednym ze stolików siedzieli Canales, Vazquez i Isco i grali w karty. Morata leżał na kanapie obok nich i czytał jakiś sportowy magazyn. Nikt nie przejmował się ciszą nocną i spaniem, gdy następnego dnia mieli dzień treningów.
-Zagraj z nami. W pokerka - wyszczerzył się Canales.
Brunet uśmiechnął się delikatnie i usiadł na wolnym miejscu.
-Tęskniłem za tym - strzelił palcami i wziął karty.
-Oni za grą z tobą też - zaśmiał się Morata.
-Ally nie chce - skrzywił się Canales.
-Kto tęsknił ten tęsknił - mruknął Vazquez przypatrując się swoim kartom.
-Ja tęskniłem - odezwał się Isco.
-Za mną? Jak miło - zarechotał Bartra.
- Już sobie tak nie wlewaj.
-No, koguciku, ptaszek - Marc zerknął na Sergio - taki złoty mi śpiewał, że nieźle sobie poczynałeś w wakacje.
-Już musiałeś wypaplać? - Alarcon spojrzał na blondyna.
-Wymskło mi się - szepnął Canales.
-Oj i tak by się dowiedział. Szkoła nie ma aż tylu uczniów, żeby nikt się nie dowiedział. Dodaj do tego, że Bartra to dziedzic, więc Richie i tak by mu powiedział. Plus wszyscy gramy w piłkę, więc mamy podobne zajęcia. Canales tylko to przyspieszył. Poza tym Am o tym pisała. Przed nią nic się nie ukryje - wyjaśnił szybko Ally.
-No i co?! Nie chce, abyście o tym gadali. Macie o tym zapomnieć! - prychnął.
-Nie wiem czy uda mi się wymazać obraz jak z twojego hotelowego pokoju wychodzą prawie nagie laski - westchnął Morata.
-Lepiej powiedź czy coś zrobisz z Sophie - zaciekawił się Canales.
-Sophie nie chce ze mną rozmawiać!
-Nie dziwię się - mruknął Vazquez. - Jak szalejesz to szalej tak, żeby laska, która ci się podoba nie wiedziała.
-Tak szalałeś w Hamburgu? - syknął Bartra. Alvaro zmroził go lodowatym spojrzeniem.
-Kto to wie? - uśmiechnął się cynicznie. - Przynajmniej nie rozpuszczam fałszywych plotek o związku. Na każdą mówiłeś Sandra czy to jakiś zlepek imion?
-Mieliśmy chyba pomóc Isco, nie? - przerwał im Morata. Z tego wszystkiego aż odłożył magazyn i usiadł na kanapie. Czuł zbliżające się kłopoty, a on nie lubił mieć problemów.
- Ale wy już lepiej mi nie pomagajcie, bo ostatnio nic z tego nie wyszło - jęknął cicho. - Sophie jest wściekła i mnie unika. Muszę z niej zrezygnować, tyle w temacie.
-Zrezygnujesz z laski tylko dlatego, że cię nienawidzi? - zaśmiał się Vazquez. - Przecież nienawiść to bardzo silna emocja. Lepsza niż obojętność. Możesz z tego coś wystrugać.
-Odpuszczanie to pójście na łatwiznę - dodał Bartra.
-Gdy czegoś chcesz to walcz - Alvaro mierzył go uważnie spojrzeniem.
-Taka dziewczyna jest warta wszystkiego - szepnął Marc, a Sergio nagle poczuł, że wcale nie chodzi o Sophie.
-Walki do ostatniej kropli krwi - powiedział Vazquez. - W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
-Wy chyba nie gadacie o mnie - zauważył Alarcon.
-O tobie a niby o czym? - oburzył się Alvaro.
-Oprócz tej samej szkoły, klasy i specjalności nie łączy nas nic - dodał Bartra.
-Nie licząc kobiety - szepnął Morata tak cicho, że nikt nie usłyszał.
-Bo ja tam już nie wiem co robić - Isco przejechał dłonią po twarzy. - Ona mnie ignoruje!
-Tak? To czemu zawsze rejestruje fakt, że jesteś obok? Gdy masz kogoś gdzieś to go nie zauważasz. Nie jesteś jej obojętny - zawyrokował Vazquez.
-Tylko szkoda, że nie daje mi się wytłumaczyć.
-Bo ostatnio ją okłamałeś! A ja ci pomagałem! - zawył Canales.
-Kobiety wybaczają i zapominają - uśmiechnął się Bartra.
-Może i wybaczają, ale nigdy nie zapominają - warknął Vazquez.
-Skąd wiesz? - syknął Marc.
-Bo umiem słuchać i dociera do mnie to co mówią między wierszami.
-Rzecz w tym, że Sophie nie mówi nic - Isco zrobił smutną minkę.
-Milczenie jest złotem. Czas spać - Morata wstał z kanapy. - Chodź - skierował się do drzwi.
-Przed snem pójdę jeszcze z nią porozmawiać - zarządził.
-Powodzenia - warknął Vazquez i skierował się do swojej sypialni.





Mam nadzieję, że się Wam podoba :D
W ostatnich dniach nic nie pisałyśmy, bo czasem brak weny, czasu, albo trzeba napisać licencjat... Pozdrawiam wszystkich studentów piszących pracę licencjacką, magisterską czy inżynierską (nie wiem czy to teraz, ale mój były pisał ją w czerwcu, więc...).


V

piątek, 18 kwietnia 2014

8. Powrót dziedzica.

Zbiegłam po schodach, spieszyłam się na geografię, bo oczywiście zaspałam. Nie, w nocy nie miałam szlabanu, po prostu uczyłam się z Richie'm do późna... Albo raczej do rana.
Minęłam gabinet dyrektorki i nagle przystanęłam. Drzwi były uchylone i słychać było głosy w środku. Jeden z nich poznałabym nawet na końcu świata.
-Bardzo się cieszę, że wróciłeś i postanowiłeś ukończyć Amalię! - Nadawała dyrektorka.
-Trzeba kończyć to co się zaczęło - odezwał się męski głos i drzwi się otworzyły. Stanął w nich wysoki i bardzo przystojny brunet. Na sobie miał ciemne jeansy, białą koszulę i granatową marynarkę. Wyglądał bosko.
-Powodzenia - dyrka uścisnęła mu dłoń i wróciła do siebie. Wtedy on spojrzał prosto na mnie. Uśmiechnął się zawadiacko, a moje serce zaczęło bić jak szalone.
-Valentina - podszedł do mnie i wyciągnął ręce.
-Marc - rzuciłam mu się na szyję i utonęłam w jego uścisku. - Wróciłeś - szepnęłam.
-Tęskniłaś? - cmoknął mnie w policzek.
-Nie - odsunęłam się, bo nagle się ogarnęłam co ja tak właściwie wyprawiam. - Wcale. Możesz iść skąd przyszedłeś - warknęłam z zamiarem odejścia, ale chwycił mnie za rękę.
-Wróciłem, Nelti. Chcę wrócić na swoje dawne miejsce we wszystkim - świdrował mnie tymi swoimi tęczówkami, które teraz były szaro-zielone.
-Richie na pewno odda ci przewodnictwo w grupie dziedziców - syknęłam.
-Richard jest przewodniczącym? - zdziwił się.
-W czternastej klasie nie ma dziedziców. Rocznik 91 był reprezentowany tylko przez ciebie i Mirandę Kennedy, ale ona rok temu przeniosła się gdzieś do Szwajcarii. - Wyrwałam dłoń. - Richard co prawda nie jest najstarszym dziedzicem w szkole, ale zdecydowaliśmy, że on się nadaje do tego najlepiej.
-Chcę cię odzyskać, Nelti - objął mnie w pasie. - Tęskniłem za tobą. Jesteś miłością mojego życia - pogłaskał mnie po policzku.
-Masz refleks, Bartra - fuknęłam. - Teraz to się ustaw w kolejce - odepchnęłam go i powędrowałam na lekcje.
Usiadłam w ławce obok Isco, który rozmarzonym wzrokiem wgapiał się w Sophie. Pewnie mogłabym mu przed nosem zdetonować bombę i by się nie przejął o ile dym nie zasłoniłby mu pola widzenia.
-Co jest? - wyszeptał siedzący za mną Logan.
-Nic - burknęłam.
-No mów!
-Zgadnij kogo widziałam? - odwróciłam się do niego.
-Vazqueza bez spodni? - zażartował. Niedaleko nas siedział właśnie Vazquez, który nadrabiał drobne różnice programowe z powodu wymiany.
-Bartra wrócił - powiedziałam na tyle głośno, że siedzący obok nas wszystko usłyszeli. Morata od razu podniósł głowę znad zeszytu, zamyślony Vazquez przestał wyglądać przez okno, a Cara szturchnęła Richarda.
-Pierdolisz - syknął ten ostatni.
-Nie - pokręciłam głową i odwróciłam się do tablicy. - Żywy i prawdziwy Marc Bartra Aregall śmiga teraz po naszych korytarzach...


Alvaro Vazquez szedł sobie korytarzem podbijając piłkę. Nic nie robił sobie z zakazu grania w szkole. Teoretycznie nie grał, tylko się bawił, a to co innego. Jednak nie opanował futbolówki, która z brzękiem wpadła w lampę wiszącą u sufitu... Błysnęło, posypało się szkło i zapanowała ciemność.
-Cholera jasna, Vazquez! - warknęła Nelti, która właśnie wyszła zza załomu korytarza. - Czemu znowu ty?!
-Bloom, Vazquez, do mnie - zakomenderował woźny. Westchnęli ciężko i skierowali się za nim. Dziewczynie nawet nie chciało się tłumaczyć, że jest niewinna. Nic by to nie dało. Zawsze tak było. Kłopoty pojawiały się same w momencie, gdy oni we dwoje się gdzieś przypadkiem spotkali. Nelti wylewa sok na zabytkową książkę? Vazquez siedzi obok i już kara. Alvaro sprawdza lotność doniczek z okna na siódmym piętrze? Nelti z ciekawości zagląda mu przez ramię i oczywiście szlaban. Nauczyciele i obsługa widząc ich razem karzą ich na wszelki wypadek. Nawet jak w obecnej chwili nic razem nie zmalowali to na pewno zrobią to za chwilę, więc rachunek się wyrówna.
-Wrócił twój chłopak, cieszysz się? - spytał, gdy wychodzili z komórki woźnego z kolejnym szlabanem na koncie.
-To nie jest już mój chłopak - syknęła.
-Cieszysz?
-Nie interesuj się.
-Wprowadził się do naszej sypialni. - Wyszli na szkolny dziedziniec i nogi same poniosły ich do parku, gdzie usiedli na kamiennym murku nad stawem. Było ciemno i jedynie księżyc dawał nikłe światło.
-Dla mnie mógł nie wracać - szepnęła Nelti wzdychając głęboko.
-Nie tęskniłaś za nim?
-Na początku, potem zapomniałam. Jezu, Vazquez - jęknęła. - Miałam piętnaście lat. Pierwsze rozczarowanie miłosne i zapewne nie ostatnie. Świat mi się nie skończył i ziemia nie zatrzęsła. Poza tym nie rozumiem tego toku myślenia, że na niego czekam. Będąc z Moratą naprawdę mi na nim zależało, ale się skończyło. Wkurza mnie takie myślenie, które zapanuje teraz w szkole. Bartra był pierwszy i jak wrócił to wróci też do mojego serca. Zostawił mnie, bo kariera była ważniejsza, niech teraz spieprza do tej kariery - naburmuszyła się.
-Czyli mam szansę? - położył jej dłoń na ramieniu.
-Zerowe, kochanie - strąciła rękę. - Nie będę twoją zabawką co już ci powiedziałam.
-A jakbym chciał z tobą być? - spojrzał jej w oczy.
-Alvaro... Za duża jestem na bajki - uśmiechnęła się słodko.
-Wiem - przysunął się bliżej.
-Gdzie się tu pchasz, co? - pogłaskała go po policzku.
-Iskrzy, co? - szepnął i delikatnie cmoknął ją w usta.
-Uważaj, bo spowodujesz pożar - wstała i ruszyła w kierunku szkoły.
-Podejmę próbę - podążył w ślad za nią łapiąc ją za rękę.
-Tylko jedną? Słaby jesteś - wyrwała się.
-Próby - poprawił się i znów chwycił za jej dłoń.
-Brzmi ciekawie - uśmiechnęła się i aż do drzwi szkoły nie protestowała na jego dotyk. Potem spotkali Canalesa i od razu odsunęli się na bezpieczną odległość. Słodki Sergio był świetnym kumplem, ale nie od dziś było wiadomo, że był pierwszym plotkarzem w szkole. Przerastała go tyko Am.


Wszyscy kochają historie miłosne. Zwłaszcza te niczym z bajki. Piękna ona, piękny on... Zakochani... A jak coś ich jeszcze rozłącza to już w ogóle opowieść na miarę  Hollywood!

Historię tej dwójki znał każdy uczeń Amalii, który uczył się w okresie 1997-2007. Marc Bartra, doskonale zapowiadający się piłkarz, przystojniak nie z tej ziemi, wszystkie dziewczyny go chciały, ale jego serce biło tylko dla Niej... Nelti Bloom, młodej zawodniczki karate. Pięknej niczym Afrodyta, zdolnej i bogatej. Gdy byli dziećmi wszyscy w koło mówili jaka to byłaby cudowna para. Sześcioletni Marc chodził z pięcioletnią Nelti po szkole za rękę. Troszczył się o nią, opiekował. Zbudzali powszechny zachwyt. Taka słodka, mała parka. Potem stali się doskonałymi przyjaciółmi, z biegiem czasu parą. Oficjalnie we wrześniu 2004 roku, gdy Marc miał trzynaście lat, a Nelti dwanaście. Rodzice obojga z rozczuleniem patrzyli na ten związek. Nie mieli nic przeciwko skoro dzieci były zadowolone. Gdy stali się nieco krnąbrnymi nastolatkami przeszli na inny poziom związku. Byli swoją pierwszą wielką miłością. Żadnych poważnych kłótni, niewiele sporów. Para idealna, dziedzice, milionerzy ze wspaniałą przyszłością. Gdy Nelti decydowała się na zmianę specjalności Marc bardzo ją wspierał. Przepytywał ją z kodeksów, sam uczył się prawa. Dzięki niemu zdała egzamin prawie na maksa. Sielanka skończyła się, gdy podczas wakacji w 2007 roku Marc zakomunikował swojej dziewczynie, że zdecydował się na wymianę do partnerskiej szkoły w Monachium. Po wielkiej kłótni się rozstali i słuch po młodym Bartrze zaginął. Nelti zbierała szlabany z Vazquezem, zaczęła chodzić z Moratą, wszystko sobie poukładała i wraca On, książę na białym koniu, Marc...
Co będzie z Vazquezem?
Czy Marc odzyska serce Nelti?
A może nastąpi nieoczekiwany zwrot akcji?
Rimani in contatto!
Besos, Am :*




Czyli zaczynamy to co lubię najbardziej :D
Komplikujemy, a atmosferę podgrzeje Am!
To taki niewielki prezencik na Święta :D Życzymy Wam z Moniiką, żebyście spędzili je z rodziną, w miłej atmosferze z mnóstwem jedzenia (moja Mamusia zrobiła siedem [7 !!!] rodzajów ciast, więc zaczynam ucztę, gdy tylko wrócę z rezurekcji).

To jak typujecie? 
Nelti będzie z Vazquezem, Moratą a może Bartrą? 
A Sophie? Wybaczy Isco czy wybierze kogoś innego? 

VM :*

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

7. Nie taki grzeczny jak go malują...

Wyszłam razem z Canalesem do parku, bo wyciągnął mnie na spacer. Niby miał złamane serce i chciał się wyżalić. Jakimś dziwnym trafem wybrał mnie, chociaż nigdy nie byliśmy zbyt blisko. Był dla mnie Sergio Canalesem, kolegą z starszej klasy.
Blondyn zachowywał się dość dziwne, bo ciągle się rozglądał z głupim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
-Sergio, wszystko w porządku? - zapytałam go z troską. - Nie wyglądasz za dobrze.
-Tak, tak. Rozglądam się za znajomym.
-W Austrii?
-Nie mówiłem, że ta dziewczyna tu mieszka? - Podrapał się po głowie. - Boję się, że ją spotkam, Sophie. Może usiądziemy? - Wskazał na ławkę niedaleko.
- Jasne - wzruszyłam ramionami. Coś mi tu nie pasowało... Sergio kręcił. Wielka szkoda, że zorientowałam się dopiero teraz, kiedy siedziałam w samym środku przepięknego parku.
Podciągnęłam kolana do brody i oparłam głowę na białych spodniach. Wpatrywałam się w conversy i kątem oka zauważyłam, że Sergio wstaje, uśmiecha się i poprawia mi moją turkusową czapkę.
-Sophie, na mnie już czas, ale zostawiam cię w dobrych rękach. Nie bądź zła, to dla was! - Zaświergotał i zniknął. Nagle tuż obok mnie usiadł Alarcon. Zerwałam się na równe nogi i już miałam iść za Canalesem, kiedy poczułam jak Isco łapie mnie za dłoń i przyciąga na siebie.
-Daj mi to wyjaśnić - szepnął.
-Jak mogłam być tak głupia, aby dać się na to nabrać! - Próbowałam go nie słuchać. - To było oczywiste, że to twoja sprawka.
-Sop, przestań! Próbuje z tobą rozmawiać.
-Mogłeś ze mną rozmawiać całe wakacje, ale się nie odezwałeś - warknęłam zła. - Co ty sobie myślałeś, Isco?
-Że chociaż mnie wysłuchasz.
-Ale tego nie zrobię. Ja ci powiem co ty sobie myślałeś... - na chwilę zamilkłam. - Pojechałeś do domu, zabawiłeś się z przyjaciółmi i Bóg wie kim jeszcze, zapomniałeś o mnie. Pomyślałeś, że jak wrócisz to zrobisz słodkie oczka i wszystko będzie jak dawniej. Ale nie, nie będzie!
-Sophie...
-Było tak, prawda? - spojrzałam na niego, a on nieśmiało skinął głową. - Przynajmniej jesteś szczery.
-Przepraszam. Wiem, że zachowałem się jak dupek, ale nie sądziłem, że będziesz tak bardzo zła - usadził mnie sobie na kolanach. - Nie wyrywaj się - mocniej mnie przytulił.
-Nadal jestem na ciebie zła, Alarcon - szepnęłam, kładąc głowę na jego ramieniu. - Skoro już tutaj jestem to wyjaśnijmy sobie to raz na zawsze. Ignorowanie cię wiele mnie kosztuje.
-Może moglibyśmy o tym wszystkim zapomnieć, co? Przed wakacjami było miło - mruknął cicho, uśmiechając się.
-Było. To czas przeszły.
-Nie pomagasz, White! Ani trochę - zaśmiał się i lekko musnął mój policzek. - Jednak ja z ciebie nie zrezygnuje. Wiem, że zawaliłem we wakacje i chce ci to wynagrodzić.
-Czyli mogę liczyć na codzienne śniadania do łóżka?
-I później wylądujemy w kozie tak samo, jak Vazquez i Nelti! - oburzył się.
-Masz rację - skinęłam głową. - Ale teraz możesz zabrać mnie na jakiś obiad - wstałam z jego kolan z uśmiechem. - Idziesz? - wyciągnęłam w jego stronę dłoń.
-Co to za pytanie w ogóle - wstał i złapał moją dłoń. - Oczywiście, że idę - znów przyciągnął mnie to siebie i delikatnie musnął moje wargi swoimi.
-Na to musisz zasłużyć, Alarcon - powiedziałam, a on tylko jęknął. - Chodź i nie marudź już! - dodałam.


Po bardzo udanym weekendzie w Austrii, musieliśmy wrócić do szkoły. Poniedziałek nigdy nie był moim ulubionym dniem, ale powrót do szkoły dobrze nam zrobił. Przynajmniej mnie. Starałam się nie myśleć o tym wszystkim, co wydarzyło się przez weekend, chociaż wydarzyło się wiele.
Przez caluteńki dzień starałam się nie wchodzić w drogę Francisco.. Nie wiem dlaczego, ale chciałam go unikać, bo kiedy był obok, przestawałam racjonalnie myśleć. Wystarczyła jedna rozmowa, abym mu uwierzyła i wybaczyła to wszystko.
Wieczorem zeszłam do saloniku, gdzie był kominek, przy którym lubiłam czytać. Było tam też kilka osób, które grały w karty lub słuchały muzyki. Usiadłam na kanapie i otworzyłam książkę, jednak po chwili poczułam, że ktoś obok mnie siada.
-Unikasz mnie? - usłyszałam dobrze znany mi głos. Pokręciłam przecząco głowę i zamknęłam książkę, spoglądając na niego.
-Dlaczego tak myślisz?
-Bo tak mi się wydaje - wzruszył ramionami.
-Nudzi mi się!- jęknął obok nas Morata.
-Zdejmij ubranie i go pilnuj - syknął Richie znad książki o karate.
-Zabawne - pokazał mu język.
-A może - Cara usiadła na moratowych kolanach. - Masz ochotę na szybki numerek w kiblu? - pogłaskała go po nosie. Bruneta na moment przytkało i wyszczerzył zęby, już miał odpowiadać, gdy roześmiał się Richard.
-Proszę cię, blondasku, trzeba byłoby potem jego trupa stamtąd wynosić. Nic ciekawego.
-Czemu? - nie zrozumiał Logan.
-Bo dostałby zawału - odparła Cara i usiadła obok Richarda. - Isco, a może ty chcesz? - puściła mu oczko.
-Może jednak nie - szepnął, spoglądając kątem oka na mnie.
Richard pochylił się do Cary, szepnął jej coś do ucha, a ona uśmiechnęła się niczym szatan.
-Isco, w wakacje nie miałeś oporów - wypaliła.
-W wakacje? - powtórzyłam i spojrzałam wyczekująco na Carę.
-Hm... - podeszła bliżej i usiadła obok niego. - Słodki byłeś wtedy na Ibizie - podrapała go za uchem. - Szkoda, że cię nie było, Sophie. Świetnie się tam bawiliśmy. Nawet Logan pytał czemu cię nie ma... - spojrzała na przyjaciela.
-Ale Isco powiedział, że nie masz czasu - dodał brunet. Wchodząca do sali Nelti usiadła obok niego i spojrzała na nas wyczekująco.
-Nel, pamiętasz Ibizę w wakacje? - zapytał Richie.
-Jakże mogłabym nie pamiętać - uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Morata bez majtek, Canales spieczony na raka i Isco... Wtedy wynajmowaliśmy tę ogromną willę nad samym morzem?
-Tak - pokiwała głową Cara. - Panienki Isco budziły nas co rano, gdy próbowały się wymknąć niepostrzeżenie.
-Trochę przesadzacie - odezwał się Morata, ale umilkł pod spojrzeniem Nelti.
-Szalony czas - zakończył z rozrzewnieniem Richie.
-To bardzo ciekawie - mruknęłam cicho. Miałam ochotę wyjść i się rozpłakać, ale nie dam się temu małemu gnojkowi! Jak zwykle okazałam się być łatwowierną Sophie, która uwierzyła kolejnemu chłopakowi.
-Trochę przesadzacie - machnął ręką Isco.
-Chciałbym - mruknął Logan, który patrzył na mnie.
-Jakbyś był dziewczyną to bym powiedziała, że się puszczałeś, ale o chłopaku chyba się tak nie mówi - zachichotała Cara i przesiadła się do Richarda.
-Ja słyszałam całkiem inną wersję, ale kogo to obchodzi - warknęłam, patrząc na Isco. - Pójdę poszukać Margot.
-Isco zostajesz - syknął wchodzący Vazquez. - Czas na pokutę.
-Niby jaką? - fuknął.
-Ktoś zbił witrynę na trzecim piętrze - powiedziała Nelti.
-Powiesz, że to ty i część pokuty odrobisz - dodał Vazquez.
-Zbiliście witrynę? - zdziwił się Logan.
-Jak? - zarechotała Cara.
-Nie pytaj - odpowiedzieli oboje.
-Ale na pewno nie będziemy codziennie chodzić na szlabany, a Isco ma sporo na sumieniu i czas to jakoś odrobić - Alvaro wskazał mu drzwi.
-Ale czemu za wasze grzechy?
-I po co dyskutujesz na pusto? - syknęła Nelti i bez problemu wykopała Isco na drzwi. Czarny pas i osiem lat specjalności z karate robią swoje.

Spacer po parku, trzymanie za rączki, niewinne buziaczki. Looove <3
Alarcon w końcu z mozołem dobrnął do serca White i nawet udało mu się co nie co...
Szkoda tylko, że obiecał Sophie przed wakacjami, że się do niej odezwie, że spędzą ten błogi czas lenistwa razem, że będzie tak pięknie i romantycznie. Ech... Szkoda, że o tym zapomniał i zamiast tego razem z naszą elitą pił, wyrywał i balował w Hiszpanii. BEZ SOPHIE. Ostra zabawa dla Delevigne czy Stantona to normalka. Nawet Morata i Lerman przywykli do picia przez kilka dni pod rząd. Canales nie ustępował im kroku, a Bloom patrzyła na wszystko z kpiną i sączyła drinka z parasolką. A Isco? WYRYWAŁ I ZALICZAŁ. Ile tylko się dało i kogo się dało. Uroczo.
Ciekawe co jeszcze ciekawego w trawie piszczy skoro taki grzeczny Alarcon, odwalał takie numerki. Dosłownie.
Rimani in contatto!
Besos, Am :*

środa, 9 kwietnia 2014

6. Wiedeńskich intryg część druga.

W korytarzu paliło się słabe światło. Nelti oparła się plecami o ścianę, a Alvaro przylgnął całym ciałem do jej. Zachłannie wpił się w jej usta, a dziewczyna z ochotą oddawała pocałunek. Położyła mu dłoń na karku i delikatnie go masowała. Chłopakiem zawładnęło pożądanie, był tak spragniony jej ciała, że zaczął całować jej szyję i przeszedł na dekolt. Odchylił kurtkę i wsunął rękę pod materiał sukienki. Z wielką radością zauwazył, że nie ma stanika. Ujął w dwa palce jej sutek i delikatnie go ścisnął. Nelti oddychała coraz szybiej. Vazquez drugą ręką objął ją w pasie i mocniej przycisnął do siebie. Poczuła go i uśmiechnęła się szeroko.
-Hm... - zamruczała mu do ucha. - Od dawna?
-Odkąd wyszłaś z pokoju. - Podwinął jej sukienkę w górę i włożył rękę między jej nogi. Dziewczyna jęknęła niekontrolowanie. Zgniotła w rękach materiał jego białej koszuli i przymknęła oczy. Jego palce wprawnie wędrowały po najczulszym punkcie jej ciała, a Nel z rozkoszy nie mogła się nawet ruszyć.
-Boże... - sapnęła i spojrzała mu w oczy.
-Wystarczy Alvaro. Chodź do mnie - zabrał rękę i chciał iść dalej, ale dziewczyna nawet nie drgnęła.
-Nie dziś - cmoknęła go w policzek i szybko zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Vazquez stał jak wbity w ziemię. Zostawiła go samego w takiej chwili! Cały aż drżał z pożądania, a ona sobie poszła?!
-Co tak sterczysz? - spytał mijający go Canales. Niósł wielki kubeł kostek lodu i butelkę wódki.
-Nic - warknął. Wziął garść lodu i wrzucił go sobie za koszulę. Zadrżał z zimna i poczuł, że lód szybko się rozpuszcza.
Nagle wszystko co widział się rozmazało i przed jego nosem zamajaczyła mu twarz Canalesa. Leżał na swoim własnym łóżku, a blondas stał nad nim z kubłem lodu, a kostki wpychał mu pod kołdrę.
-Co ty, kurwa, robisz? - zdenerwował się i usiadł. Czyli to wszystko było tylko snem?
-Jak kolacja z Nelti? - spytał Sergio uważnie przyglądając się przyjacielowi.
-Spoko.
-Dała ci chociaż buziaka? - zaśmiał się.
-Spierdalaj - syknął i zakopał się pod kołdrą. Kolacja jak kolacja. Zjedli, pogadali i tyle. Buziaka nie było, ale chęć zdobycia jej rosła z każdą chwilą.


Nelti z uśmiechem chochlika weszła do pokoju Vazqueza. Chłopak spał, nakryty jedynie do pasa. Prezentował swoją umięśnioną klatkę. Sama miała na sobie jedynie za dużą koszulkę, która zsuwała się jej z ramienia.
Podeszła do łóżka i usiadła na śpiącym chłopaku. Pochyliła się i delikatnie cmoknęła go w czubek nosa.
Otworzył oczy i spojrzał na nią uważnie.
-Cześć - oparła się rękami o jego klatkę piersiową. - Jak ci się spało?
-Potrzebujesz czegoś? - spytał sucho.
-Może - uśmiechnęła się zalotnie.
-Nic dla ciebie nie mam. Mogłabyś ze mnie zejść i wyjść? - syknął. - Chciałbym pójść spać.
-Nic? - wsunęła rękę pod kołdrę i przejechała dłonią po wybrzuszeniu na jego bokserkach. - Szkoda - wzruszyła ramionami i zeskoczyła z łóżka. Alvaro błyskawicznie złapał ją za nadgarstek i pociągnął na łóżko. Wylądowała obok niego i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-Czego ty chcesz, co? - warknął.
-Niczego - szepnęła i przejechała palcem po jego klatce piersiowej. - Nic dla mnie nie masz - powtórzyła jego słowa całując go w szyję.
-Nic to ty nie chcesz mi dać - włożył dłoń pod jej bluzkę i ciężko westchnął. Nie miała na sobie nic oprócz niej.
-Skąd wiesz? - założyła mu ręce na szyję i delikatnie cmoknęła w usta.
-Dręczysz mnie, Nel - przymknął oczy i powoli gładził jej piersi.
-To jesteśmy kwita. Ty mnie psychicznie, a ja ciebie fizycznie - przysunęła się do niego bliżej tak, że jej nagie nogi stykały się z jego. - Fajnie? - bardzo delikatnie zaczęła się poruszać w bardzo sugestywny sposób. Przymknął oczy i oddychał bardzo ciężko.
-Fajnie to może dopiero być - powiedział po dłuższej chwili milczenia.
-Może - pocałowała go, a on wsunął język między jej wargi. Gwałtownie przytulił ją do siebie i cicho jęknął. Położył dłoń na jej pośladku i mocno go ścisnął. Nel założyła udo na jego nogi, a koszulka zsunęła się z ramienia jeszcze bardziej i jej naga pierś zaczęła ocierać jego skórę.
Alvaro szybko przekręcił się tak, że była pod spodem i położył się na niej.
-Powiedź to - położyła ręce na jego plecach i wsunęła palce pod gumkę bokserek. - Powiedź - zaczęła wodzić nimi w górę i w dół.
-Co? - szepnął całując jej szyję i piersi.
-Poproś mnie o to.
-Co? - przygryzł jej sutek.
-Że chcesz się ze mną kochać - powiedziała, a chłopak spojrzał jej w oczy.
-Nie proszę o seks. - W jego niebieskim spojrzeniu pojawił się niebezpiecznie błyski.
-A ja nie uprawiam seksu, bo mnie ciśnie - odepchnęła go i wstała.
-O co ci chodzi, co? - zdenerwował się i zaszedł jej drogę do drzwi.
-Rozpowiadając o tym, że możesz przelecieć każdą laskę w szkole, i że nie chcesz związku zapomniałeś o jednym, koteczku - warknęła.
-Tak?
-Nie będę twoją kolejną zabawką, nie będę żadną kolejną, rozumiesz?
-O czym ty mówisz, jaką zabawką?
-Która jestem na liście do przelecenia? Masz jakiś ranking, która z dziewczyn w szkole zasługuje na twojego złotego poganiacza? - zacisnęła ręce w pieści. - Nie zaprzeczaj. Wiem o wszystkim.
-Canales! - warknął.
-Nie. Morata to mój były chłopak. I mimo, że nie jesteśmy już razem to nadal się przyjaźnimy, a ja potrafię z niego wydusić co tylko zechcę.
-Nel... - wziął ją za rękę.
-Goń się - wyrwała się i wyszła. Alvaro oparł się o drzwi i jęknął. Gdy sen prawie się spełnił wszystko się rozleciało. Przeklęty Morata.



Canales rozejrzał się uważnie po hotelowym korytarzu i zapukał do jednych z drzwi. Nelti czekała na windę i uważnie obserwowała jego poczynania.
-Co się tak patrzysz? - zainteresował się Morata i wyjrzał zza załomu korytarza. Blondyn nerwowo stukał się palcem w zegarek. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Sophie. Chwilę pogadali i dziewczyna pokiwała głową.
-Co jest? - zainteresowała się brunetka.
-Nic - uśmiechnął się niewinnie Morata.
-Ally - wbiła mu palec między żebra.
-Weź! - podskoczył oburzony. - Wiesz, że tego nie lubię.
-Więc odpowiadaj jak pytam, bo zrobię to znowu - syknęła.
-Nie mogę ci wszystkiego mówić - burknął.
-Czemu? - weszli do windy i chłopak nacisnął przycisk.
-Bo nie zdradza się przyjaciół.
-My też jesteśmy, więc czemu masz przede mną tajemnice. Ally, widziałam wszystko - szepnęła z diabelskim błyskiem w oku. - Przecież kto jak kto, ale my możemy na sobie polegać najbardziej, nie?
-Isco szaleje za Sophie - powiedział bardzo cicho.
-To wiedzą wszyscy.
-Wymusił na nas pomoc w zdobyciu jej. Canales właśnie wkręca jej, że się zakochał nieszczęśliwie, i że ona musi mu pomóc. Plan zakłada, że Sophie zgodzi się mu pomóc, więc zabierze ją do parku w centrum miasta i zniknie. Wtedy pojawi się Isco, który ją odprowadzi do hotelu i trochę z nią pobędzie.
-Kto wymyślił ten genialny plan? - spytała z ironią mając skrzywiona minę.
-Canales.
-Jasne. - Winda się zatrzymała i drzwi się rozsunęły. - Zjemy carbonarę czy pesto? - zainteresowała się obiadem, który zaraz mieli zjeść.
-Może coś z kuchni austriackiej?
-A potem będziesz się mordował na siłce?
-A makaron to taki zajebisty dla sportowca - zakpił.
-Oj cicho bądź - roześmiała się.


Wiedeń, stolica Austrii. Co prawda nie jest to miasto, które nigdy nie śpi, ani miasto miłości, ale jednak ma w sobie to coś... Ci, którzy zostali w Amalii z utęsknieniem wpatrują się w ekrany swoich komórek lub komputerów wyczekując jakiś wieści. Oto i one!
Richard Stanton spędził noc w pokoju Cary Delevingne... Czy kogoś to jeszcze obchodzi? Oficjalnie nie wiadomo czy są parą - nigdy się nie zdeklarowali na Facebooku; z nikim innym się nie spotykają. Status nie określony, lecz stan stabilny. Zajmijmy się resztą towarzystwa.
Romantyczna kolacja, świecie, wino, rozmarzony wzrok... I nawet cmoknięcia na do widzenia nie było. Alvaro Vazquez zaprosił Nelti Bloom na kolację i cóż z tego? Otóż nic. Za to Morata mógł liczyć na pieszczotliwe dotykanie w okolicy windy...  Kto wie? Może i jego własnej... Jeśli jesteście na tyle doświadczeni, żeby wpaść na to o co chodzi.
Smutny wzrok, maślane spojrzenie i Sergio Canales prowadzi Sophie White do parku. Jeden weekend i proszę.
Bądźmy szczerzy: co mnie obchodzi to, że byli w operze, na zakupach i na nartach? Bogackie zachcianki. Mnie obchodzi kto, z kim, gdzie, kiedy i JAK. Was też :D W końcu dlatego się lubimy.
Rimani in contatto!
Besos, Am :*



Oglądać Ligę  Mistrzów! Jest nieprzewidywalnie! Tak samo jak u nas :D

VM