czwartek, 12 czerwca 2014

14. Kolejny powrót z wymiany.

W Dallas świeciło piękne słońce, a na tarasie wygrzewała się brunetka. Popijała drinka przez słomkę i zastanawiała się co nałożyć na wieczorną imprezę. Ignorowała dzwoniący telefon w środku domu, zresztą swoją komórkę, leżącą na stoliku, też.
-Siostruniu... - Tuż przed nią pojawił się wysoki, przystojny brunet. Obok niego stanął bardzo podobny mężczyzna i obaj zasłonili jej słońce.
-Opalam się - zsunęła z nosa okulary i spojrzała na nich groźnie.
-Wydawało nam się, że dostatecznie spiekłaś się w Urugwaju przez cały rok. Szkoła lekkoatletyczna w Montevideo to był twój pomysł - powiedział wyższy.
-Jensen - warknęła. - Nie cwaniakuj mi tu.
-Eva - pochylił się nad nią. - Jest połowa września. Zbieraj chudy zad i zasuwaj do Francji - syknął.
-Bo co? - prychnęła.
-Bo wylecisz z tej chaty, mała - odezwał się drugi z braci. - Jesteś pełnoletnia, więc albo pracujesz albo się uczysz. Wybór należy do ciebie.
-Jesteście nudni - założyła ręce na piersi.
-Sama sobie wybrałaś tę szkołę we Francji. Poza tym Vazquez wrócił - kusił Jensen.
-Ackles! - zdenerwowała się i zerwała z leżaka. - To czy Alvaro wrócił czy nie w ogóle nie ma związku z moją dalszą edukacją... Lub jej brakiem.
-Eva musisz skończyć szkołę - Jensen wysilił się na spokojny ton.
-Joshua... - przytuliła się do drugiego brata. - A może zostanę w Dallas? - spojrzała na niego maślanym wzrokiem.
-Nie! Starzy za dużo kasy w to włożyli! - tupnął nogą Jensen. - A ty jej nie ulegaj! - pogroził Joshowi.
-Amalia to fajna szkoła. Sam się tam uczyłem... - mruknął.
-Pakuj się, albo pojedziesz w tym czym stoisz! - zagroził Jensen.
-Zabawne - fuknęła i weszła do domu.
-Nie słuchaj jej jęków - szepnął do brata.
-Przecież nie słucham - mruknął Josh.
-Eva! Samolot masz za godzinę! Nie chcę słyszeć żadnej dyskusji!


Sophie z książką w ręku zajrzała do biblioteki, gdzie zawsze panowała cisza i spokój. Usiadła przy jednym ze stolików i otworzyła książkę, jednak nie mogła się skupić. Jej myśli cały czas krążyły wokół dwóch Hiszpanów - Francisco i Alvaro. Wiedziała, że Vazquez chce się zabawić i ona również tego chciała, ale przed oczami ciągle miała Isco, który bardzo ją zranił. Nie rozumiała tego. Skoro Alarcon zrobił co zrobił, więc powinna go znienawidzić i zapomnieć, ale nie potrafiła. I to w tym wszystkim było najgorsze.
- Zły dzień? - obok niej pojawił się Theo.
- Tak trochę - mruknęła cicho, spoglądając na niego.
Z Theo znała się dość długo, bo Francuz w szkole był już od piątej klasy. Oboje wybrali specjalność aktorstwo, więc mieli zajęcia razem, jednak nigdy nie mieli ze sobą jakiegoś większego kontaktu. Oczywiście rozmawiali, ale tylko na stopniu koleżeńskim. Jak z każdym.
- Nie chce się wtrącać, ale Isco nie jest tego wart.
- Najśmieszniejsze jest to, że nie tylko ty tak twierdzisz - odparła z uśmiechem.
- A ty? - zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.
- Sama już nic nie wiem - wzruszyła ramionami i zamknęła książkę. - Coś nas łączyło i to nie daje mi spokoju.
- L'erreur est humaine. *
- Chyba masz rację - uśmiechnęła się szeroko. - I Isco na pewno nie jest tego wart.
- Oj nie jest - puścił do niej oczko.
- Dzięki, Theo.
- Nie masz za co - westchnął. - Jeszcze - dodał ciszej.
- Czasem zwykła rozmowa pomaga.
- To się cieszę, ale chodź - wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Ale gdzie?
- Jak pójdziesz, to zobaczysz.
- No dobra. Niech będzie - złapała dłoń i z uśmiechem ruszyła za Francuzem.
 

* Błądzić jest rzeczą ludzką.


Eva trafiła do Amalii, gdy miała dziewięć lat i skierowana została do piątej klasy, rocznik 91. Najpierw oczywiście zdała mnóstwo różnych testów, wybrała specjalność i mogła się wprowadzać. Chciała się uczyć w Amalii, bo Josh, jej najstarszy brat, tak zachwalał to miejsce. Uważała, że szkoła była niczego sobie. Tylko dziewczyny z roku takie beznamiętne, zero w nich polotu i ochoty do zabawy. Na jej szczeście w tym samym czasie co on przyszedł Alvaro Vazquez i Theo Sorel. Zawsze raźniej być nowym w czyimś towarzystwie. Zwłaszcza, że Alvaro miał specjalność piłka nożna, a on biegi lekkoatletyczne. Sporo czasu spędzali razem na boiskach, więc zapałali do siebie ogromną sympatią. Rozumieli się. Byli zajebistymi kumplami. Eva mając dwóch braci jakoś lepiej dogadywała się z facetami niż dziewczynami. Tylko rok temu, w wakacje Vazquez oznajmił, że jedzie na wymianę do Hamburga... Panna Ackles nie chciała jechać do Niemiec, nie lubiła Niemiec. Więc pojechała do Urugwaju. Czemu? Bo mogła.
Wciągnęła swoją walizkę do sypialni dziewcząt rocznika 91 przeklinając w myślach Jensena i Josha.
Te cztery lafiryndry, jak nazywała swoje współlokatorki, były w sypialni. Mruknęła "cześć" i udała się do swojego łóżka.
-Teraz należy do Karen - powiedziała Ursula siedząc na swoim łóżku.
-Należało - warknęła i zaczęła wywalać cudze rzeczy ze swoich szafek.
-Przestań! - krzyknęła Olivia i podbiegła do niej.
-Odejdź, bo dostaniesz! - zamachała pięścią tuż przed jej nosem.
-Ackles! - zawył radośnie Canales, gdy wpadł do środka.
-Skąd wiesz, że przyjechałam? - roześmiała się, a on zaczął ją przytulać.
-Am.
-To dalej funkcjonuje? - zdziwiła się.
-I ma się świetnie - pokiwał głową. - Może o was też coś napisze, gdy wróciła Eva - powiedział złośliwie do jej współlokatorek.
-EVA! - ryknął Vazquez i porwał ją w objęcia.
-Cześć, Alvaro! - uszczypnęła go w policzek. - Ziom, ale urosłeś!
-Patrz jakie mięśnie! - zaczął się prężyć.
-A zobacz moje! - uniosła spódnicę i pokazała doskonale wyrzeźbione uda.
-Przysalałaś! - zacmokał z podziwem.
-Hej, szmatławcu - usłyszała znajomy głos od drzwi, a gdy odsunęła się od Vazqueza zobaczyła też blond loki.
-Hej, lampucero - podeszła do niej. - Ile już obciągnęłaś?
-Więcej niż ty. Jestem lepsza - syknęła.
-Chciałabyś.
-Chcesz się przekonać?
-Canales, ściągaj spodnie - warknęła Eva.
-Vazquez, ty też! - dodała blondynka.
-Co? - chłopcy pobladli, koleżanki z pokoju też.

-Delevingne, ty cipo! - zarzuciła jej ręce na szyję.
-Tęskniłaś, debilu? - przytuliły się.
-Pewnie. Nie miał kto mnie wylizać przed snem - Eva cmoknęła ją w policzek.
-Nadrobię - Cara szczypnęła ją w pośladek.
-One tak na serio? - szepnął Canales.
-Pewnie, to lesby - pokiwał głową Vazquez. -Seks jak w pornolach - puścił mu oczko. - Pogramy w gałę? - zaproponował.
-Jasne! - zgodziły się ochoczo.
-Karen ma się wynieść z moich szafek i zadbać o nową pościel dla mnie - Eva warknęła do swoich "koleżanek".
-Bo jak nie to tu wrócę - dodała groźnie Cara.


Wrzucałam swoje rzeczy do niewielkiej walizki, a moje dwie przyjaciółki wpatrywały się we mnie. Byłam zła, chociaż zła, to za mało powiedziane, bo ja byłam wściekła. Eva Ackles wróciła do Amalii i znów będzie uważać się za nie wiadomo kogo. Nigdy nie lubiłam takich dziewczyn. Eva kumplowała się z Carą, jednak ta nie była taka zła. A Eva... Denerwowała mnie jak nikt inny!
- Soph, wyluzuj - usłyszałam głos Margot.
- Łatwo ci powiedzieć - syknęłam.
- Margot ma rację. Powinnaś się uspokoić - dodała Tracy, którą zmierzyłam wzrokiem.
- Czy wy się słyszycie?! Wróciła Eva! Ta Eva!
- A może się zmieniła? Nie bądź od razu wrogo nastawiona.
- Już ja takie znam. Takie się nigdy nie zmieniają - jęknęłam i usiadłam obok nich na łóżku.
- Nie myśl o tym, tyle. Niedługo lecimy do Bartry i sobie odpoczniesz - uśmiechnęła się Tracy.
- I ty myślisz, że ona nie pojedzie? Będzie pierwsza w samolocie obok Cary!
- A ty obok nas i będzie wspaniale - Margot próbowała załagodzić sytuację.
- Ta, chciałabym. Będą pić, zachowywać się jak pierwsze lepsze, dogryzać mi i podwalać się do chłopaków!
- Po prostu dobrze się bawią.
- Ona zawsze podwala się do Isco!
- Czyli o niego chodzi... - westchnęła Tracy.
- Nie, wcale nie.
- Soph... - spojrzały na mnie obie. - To oczywiste, że chodzi o Alarcona. Zawsze chodziło.
- Nieprawda! - zamachałam dłonią. - I udowodnię to wam.
- I Evie oczywiście - szepnęła Tracy.
- Od teraz nie chce o niej słyszeć!
- Dobra, no - uśmiechnęła się Margot. - Ja też za nią jakoś nie przepadam.
- A ja ją lubię. Nic mi nie zrobiła - palnęła Tracy.
- Masz do tego pełne prawo - uśmiechnęłam się lekko i wstałam z łóżka. - Lepiej mi pomóżcie. Wybieram się dziś na wieczorny spacer i nie wiem co na siebie włożyć.
- Z kim?! I dlaczego dowiadujemy się dopiero teraz?! - zapiszczała Margot.
- Później wam powiem - pokazałam im język i zaczęłam wyjmować ubrania z szafki.


Wymiana międzyszkolna ma to do siebie, że kiedyś się kończy. Nadchodzi dzień, kiedy trzeba pożegnać nowych znajomych i powitać starych... I ucieszyć się na widok wrogów... Pod warunkiem, że nazywasz się Eva Ackles, bo tylko wtedy się ucieszysz.
Drżyjcie wszyscy, którzy jej podpadli i zbyt głośno świętowali jej wyjazd. Dobre szybko się kończy, a progi Amalii znów przekracza Eva. Znów uraczy kogoś niewybrednym komentarzem, innego popchnie lub szturchnie. Ze słodką minką powie coś wrednego. Nie mam wątpliwości, że Sophie White najbardziej ucieszy się na jej widok. Znów będą mogły prowadzić konwersacje, gdzie jad mieszany ze łzami leje się strumieniami. Alvaro Vazquez i Cara Delevingne już zacierają ręce. Wraca ziomeczek, który nie wie co to hamulce.

Rimani in contatto!
Besos, Am :*


  


To już dziś!!! Dziś!
Od rana zasłuchuję się w We Are One.
Nie wiem jak Wy, ale ja na ten Mundial czekam już od czterech długich lat :D
Co prawda, nie wiem komu kibicować, bo moja miłość do Hiszpanii zdecydowanie osłabła, a moje serce bije tylko dla Los Blancos. Mam co prawda swojego faworyta, ale mam zamiar cieszyć się magią futbolu i wspierać mentalnie każdego Królewskiego.  
Dziś pierwszy pojedynek!
Marcelo vs Modrić, czyli Brazylia - Chorwacja!

Moniice jest tylko przykro, że Isco nie pojechał. Spoko-loko, jest Villa :D
I Torres!

V.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

13. Wykorzystywanie okazji.

Vazquez szedł sobie szkolnym korytarzem. Ręce trzymał w kieszeniach i cicho pogwizdywał. Skinął głową do kolegi z roku, Theo, który niósł naręcze książek i kierował się do biblioteki. Sam skręcił w lewo i udał się do saloniku rocznika 92. Bez pukania wszedł do środka i rozejrzał się uważnie. Na parapecie oparty o ścianę spał Lerman. Na twarzy miał jakiś podręcznik do aktorstwa. Alvaro doskonale wiedział, że teraz wszyscy mają zajęcia, jedynie ludzie ze specjalności aktorskiej mają wolne, bo odwołali im jakieś lekcje. Z rocznika 92 było tylko troje: Logan (którego oglądał), Cara (która własnie siedzi na małej salce gimnastycznej i czyta jakiś kodeks na głos, a Stanton ćwiczy karate) i Sophie... Która według jego śledztwa powinna być w swojej sypialni. Do końca lekcji zostało jeszcze 40 minut, więc miał mnóstwo czasu.
Zapukał do drzwi sypialni i czekał.
-Proszę - usłyszał jej głos.
-Hej - wszedł do środka. - Nie przeszkadzam? - wbrew swoim słowom usiadł w nogach jej łóżka.
-Nie. Coś się stało?
-Nie masz zajęć - uśmiechnął się szeroko.
-Ale i tak czytam - spojrzała na książkę.
-To przestań - odebrał jej tom i odłożył na stolik. - Chciałem pogadać - położył się obok niej i założył sobie ręce za głowę.
-O czym? - spojrzała na niego.
-Tak o wszystkim - westchnął.
-No to mów - uśmiechnęła się szeroko.
-Tęsknię za damskim towarzystwem, więc jestem - puścił jej oczko.
-Ale ja nie jestem taką dziewczyną, Alvaro.
-Ale jaką? Przyszedłem pogadać, posłuchać kobiecego paplania. Zawsze to jest bardziej naturalne niż w wykonaniu Canalesa - skrzywił się.
-No dobrze -wzruszyła ramionami. - Możemy pogadać.
-Jedziesz w weekend do Barcelony?
-Pewnie!
-Do domu Bartry, który prawie jego nie jest - warknął.
-Rozumiem, że ty nie jedziesz - westchnęła. - Ale jeśli zrezygnujesz, to on będzie miał przewagę.
-Nie rywalizuję z nim w niczym, więc nie wiem w czym ma mieć przewagę - uśmiechnął się delikatnie.
-A Nelti? - spojrzała na niego. - Widzę jak na nią patrzysz, Vazquez!
-Na ciebie też tak patrzę. Jak na dziewczynę. Ma to co mieć powinna, więc oglądam! Co mam niby robić? - roześmiał się.
-Jesteś typowym facetem - roześmiała się.
-Wspaniały komplement - złapał się za serce. - Ale - objął ją w pasie. - Skoro już przyszedłem, żadne z nas nie ma zobowiązań to może zostanę chociaż buziaczka? - zamachał rzęsami.
-Małego - szepnęła.
-Taa... - mruknął i wpił się w jej usta. Nie fatygował się przecież taki kawał na pusto.
-Zaraz może ktoś wrócić, Alvaro - odsunęła się od niego na chwilę.
-Tak - zerwał się, przekręcił klucz w zamku i wrócił. - Teraz zdążę zwiać przez okno - cmoknął ją w szyję.
-Teraz rozumiem dlaczego wszystkie dziewczyny do ciebie lgną - uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
-Może zechcesz wyjaśnić? - wsunął rękę pod jej koszulkę i zaczął głaskać ją po plecach. W tym samym czasie jego usta odnalazły jej i znów połączyły się w pocałunku.
-Jesteś chyba najbardziej pożądanym chłopakiem w szkole - mruknęła miedzy pocałunkami. - Uwierz mi, że wiem o czym mówię.
-Przesada - szepnął i skierował dłonie ku zapięciu jej stanika.
-Mówię prawdę!
-Nie - zaśmiał się w jej szyję i wprawnym ruchem rozpiął haftki.
-Nie znasz się!
-Znam - już miał zamiar przesunąć ręce do przodu, gdy za drzwiami usłyszał wrzask.
-CHOLERA JASNA, LERMAN! OKRADLI BY CIĘ, DZIECKO PODRZUCILI, A TY ŚPISZ! - darła się Cara.
-Odwal się! Całą noc się uczyłem! - odpowiedział jej Logan.
-Akurat co do tego nie mam wątpliwości, bo co mógłbyś innego robić? - zadrwiła Delevingne.
-Zdziwiłabyś się! Nel! Ona mnie upokarza! - poskarżył się.
-Daj mi spokój - dało się słyszeć przy samych drzwiach. - Jestem naprawdę zmęczona. Zrobiłeś zadania z matmy? Wytłumaczysz mi?
-Teraz?
-Tylko wezmę prysznic.
-Zaraz tu przyjdą - wyszeptała Sophie do Alvaro.
-Luz - poderwał się, cicho przekręcił klucz i położył się na wolnym łóżku obok. Znów założył ręce za głowę i przymknął oczy. Sophie w tym czasie też przybrała odpowiednią pozę. - Na brzuch - rzucił jej książkę, którą otworzyła i położyła na sobie.
-Ten idiota mógłby zostać ojcem i nawet by się nie kapnął - sapała Cara, gdy otwierała drzwi.
-Daj mu spokój. Spędził noc nad włoskim - odpowiedziała Nelti wkładając ręce we włosy i robiąc na nich okropny bałagan. Ciemne kosmyki zasłoniły jej widok, więc skupiła się na drodze i nawet się nie rozglądając poszła do łazienki.
-Siema, Vazquez - powiedziała Cara i podeszła do swojej szafy. - Zabieraj dupę, bo będę się przebierać.
-Chętnie popatrzę - wyszczerzył zęby.
-ZABIERAJ! - wrzasnęła.
-Jeszcze zobaczę - puścił jej oczko i nawet nie zwracając uwagi na  Sophie wyszedł. W saloniku musiał jeszcze zaczepić Logana, bo słychać było jęk, przekleństwo i śmiech Alvaro.
-Vazquez? - Cara spojrzała na Sophie z politowaniem.
-No co? - warknęła.
-Dobrze wiesz co.
-Jest lepszy od Isco, tyle - przewróciła oczami.
-Może w łóżku i tak, ale charakter... Kiciu, Isco miał odlot w wakacje. Zgłupiał chłopak od wolności, kasy i cipek. Chwilowe zaćmienie. Vazquez ma to na co dzień, więc nie ma nic chwilowego. To wyrachowanie... Ale tak - uśmiechnęła się sama do siebie. - Lubię go za to.
-Isco już nic dla mnie nie znaczy - wysyczała zła.
-To nie znaczy, że masz się oddawać Vazquezowi. Dla niego dziewczyna to tylko zabawka, ale rób co chcesz. Powiedziałam, sumienie mam czyste - zdjęła ciuchy i otworzyła szafę.
-Nie oddałam mu się!
-Nie zdążył biedny - zarechotała. - Kiedyś był szybszy, ale starość nie radość.
-A dajcie mi już święty spokój! - machnęła dłonią. - Chyba już trochę przeszłam.
-Isco to taki mały siusiaczek przy Vazquezie - dalej śmiała się nakładając spodnie i bluzkę.
-Skąd wiesz? - spytała Nelti, która stała w drzwiach łazienki owinięta tylko w ręcznik. Cara tylko uśmiechnęła się szelmowsko, ale nie odpowiedziała.
-Spałaś z nim? - zapytała Sophie.
-Kim? - spytała z niewinną minką.
-Z tym dupkiem!
-Ale którym?
-Isco - odparła szybko Soph.
-Nie muszę z kimś spać, żeby obejrzeć sobie to i owo - przekręciła oczami, ale szelmowski uśmiech nie schodził jej z ust.
-Jesteś dla mnie okropna! - Amerykanka zabrała do ręki jaśka i wtuliła się w niego. - Chciałabym o nim zapomnieć, ale nawet przy Vazquezie nie potrafię.
-Aleś sobie pocieszyciela wybrała - zakpiła Cara.
-Mało jest chłopaków w szkole? - spytała Nelti i usiadła na swoim łóżku. - Wystarczy się rozejrzeć - wyjęła czerwony lakier do paznokci i podała go Carze, która zaczęła jej malować paznokcie u nóg.
-Alvaro sam się nawinął - wzruszyła ramionami. - A ja chyba potrzebuje teraz bliskości.
-Cwany jest - blondynka szepnęła sama do siebie. - Nie doceniłam go - westchnęła. - Vazquez da ci tylko bliskość. Uczucia to nie dostaniesz, bo bydle ma tylko fiuta, serca brak.
-Rzecz w tym, że ja tego uczucia i tak bym nie chciała. Już raz się przejechałam.
-Ja nie raz i żyję - uśmiechnęła się Nelti.
-Canales dostał piłką w mordę - zakomunikował wchodzący Morata i położył się na łóżku Cary.
-Może w końcu przestanie roznosić plotki - sapnęła blondynka. - Nie dość, że Am to i on.
-Sergio jest słodki! - zaśmiała się Soph. - Wybaczcie, ale muszę już iść - dodała, kiedy za Moratą do sypialni wszedł Isco.
-Słaby jesteś - westchnęła Cara.
-Co? - nie zrozumiał Isco i usiadł obok Nelti.
-Vazquez prawie zaliczył Sophie - zaśmiała się.
-Zamknij się - syknęła Nel, a Ally zagwizdał.
-Co? - Alarcon pobladł. - Co?! - wrzasnął. - Jak on mógł?!
-Wziął co prawie dała - zacmokała blondynka.
-To czemu miał nie brać? Tylko głupi by nie korzystał - mruknął Morata.
-Zabije go!
-Jebnij się - Cara uderzyła go dłonią w czoło. - Palcem u nogi cię zdusi jak robaka.
-Zresztą, Sophie nie jest twoja i może robić co chce - dodał Ally.
-Nie masz prawa być złym - poparła ich Nelti.
-Jak to?! On wykorzystuje sytuację, bo Sophie jest na mnie zła, ale to ja powinienem być na jego miejscu! - jęknął Alarcon.
-Nudzi mnie to - westchnęła Cara i klęknęła przed Isco. Złapała go za ramiona i potrząsnęła energicznie. - Ogarnij się, pajacu! Ona nigdy nie będzie twoja!
-Będzie!
-Wychodzę - wstała. - To idiota. - warknęła i poszła.
-Ja naprawdę jestem w zakochany i w Barcelonie to udowodnię. Zobaczycie - pokiwał głową.
-Tak - Nelti spojrzała na Moratę, który wzniósł oczy do nieba.
-Idę pograć z Vazquezem w Fifę - wstał i ruszył do drzwi.
-Tylko spróbuj!
-Znaczy z Canalesem - poprawił się. - Tak - sapnął i zniknął za drzwiami.
-Tacy z nich przyjaciele - warknął Alarcon. - Wszyscy są tu pochrzanieni.
-Odpuść. Ona cię nie chce, a kiedyś trzeba umieć zejść z placu boju - powiedziała cicho.
-Ale ja naprawdę coś do niej czuje.
-Ale ona cię nie chce. Jeśli ją lubisz to uszanuj jej decyzję i daj jej spokój.
-Ale może zmieni zdanie, jeśli się postaram..
-Zaczynam rozumieć Carę - jęknęła i poszła do łazienki.
-Pójdę sobie poćwiczyć - machnął ręką.




Wybaczcie opóźnienie, ale straszny brak czasu :)